No to mnie muzycznie zaskoczono.
Może od początku.
Ani Ewa, ani Robert w ostatniej chwili nie zdezerterowali. W okropnym skwarze (poza salą ślubów) powiedzieli sobie TAK. A raczej złożyli Oświadczenia na TAK.
Jejku co się stało z przysięgą małżeńską??? :)
A w tle Pani na skrzypeczkach grała piękny szlagier "My Way".
No i ja a propos tego szlagieru.Sama piosenka ma korzenie francuskie. Jej autorami byli Claude Francois i Jacque Revaux. Zanim C.Francois wyemigrowała do USA brzmiała w ten sposób (Comme d'habitude)
Czas na małe nawiązanie do klasyki. O ile muzyka należy do grupy kawałków popularnych, to nie gardzą nią artyści operowi. Dostałem od siostry płytę z utworami wykonywanymi przez Luciano Pavarottiego. Poza repertuarem operowym znalazły się również popowe pozycje m.in. "My Way "w duecie z Frankiem Sinatrą. Tekst do piosenki napisał sam Paul Anka.
Metamorfoza francuskiego utworu była znaczna i ... od tej pory,każdy umierający mężczyzna mógł sobie zaśpiewać, że nie żałuje. W Stanach jest ona jednym z najczęściej grywanych utworów na pogrzebach. W sumie dla bardziej męsko szowinistycznych jednostek, ślub to taki "pogrzeb".
W Polsce piosenka miała również swoje aranżacje. Ciekawe, że za każdym razem ma charakter "rozliczeniowy".
Michał Bajor "Moja droga"
Raz Dwa Trzy "Idź swoją drogą" (tłum. Wojciech Młynarski)
Ale, ale.... ROZLICZENIOWA, to ona może i jest dla facetów. Natomiast kobiety mają bardziej sentymentalno optymistyczne podejście i przy okazji na wskroś klasyczne.
Grażyna Brodzińska "Moja muzyka".
I tym optymistycznym akcentem zakończę.
(czas poszaleć w trochę innych rytmach).
Autorze, dlaczego "sam Paul Anka"?! Czy nie powinno być "Sam Paul Anka"? Chodzi mi o to, że chyba oba imiona winny być pisane wielką literą... Hm... Chyba, chyba że chodzi o to, że to był Sam Łon... Sam Łon Wielki Paul Anka. Tak, zapewne w tym rzecz. Zatem przed Państwem tekst samego Łonego Paula Anki! A może... No też jest taka możliwość, może chodzi tu o wyeksponowanie samotności autora, że s a m, że w pustym pokoju, że bez nikoguśko, tylko on, butla taniej oranżady (taka żółta, prawie rozgazowana, plastikowa butelka nie zachęca do picia), kartka papieru (trzy razy złożona w nieudane origamia typu łódka), ołówek i stół. Zegar tyka, termin goni, artyści już u progu studia nagraniowego, a herbata stygnie, a zapada zmrok, a pod piórem... Autorze, Ty demonie konceptu, Ty szalony demiurgu otwierający wrota tysiącznych interpretacji, Ty zapadnio dla prosto kroczących umysłów, siewco gorszących konspektów na zajęcia z psychologii, parapsychologii, geriatrii i innych dziedzin pokrewnych, pokrętnie łączących się ze sobą w labiryncie ludzkiego cioła... Autorze... Litości.
OdpowiedzUsuńProsimy o wiele więcej!
Podpisano: Dzieci ze Szkoły Podstawowej zagubionej gdzieś w Bieszczadach, dla których jedynym źródłem wiedzy jest internet i biały koń prowadzany przez ślepego dziada wróżbitę.