piątek, 30 grudnia 2011

Na Zimę - Sen Nocy Letniej

Zima tym razem postanowiła się nie rozpędzać. Co akurat mi bardzo pasuje i sądzę, że pasuje również wielu innym posiadaczom aut. Żadnego skrobania, odśnieżania i dodatkowego ładowania akumulatorów.

Dla mnie zima może być jesienna, a jesień letnia, a lato nocne, a noc senna.

Ale zbudowałem nawiązanie. Niech mnie drzwi ścisną. Bez sensu. Ale cóż począć. Terminy gonią dlatego szybko przejdę do III premiery (ile trzeba premier, aby premiera przestała być nazywana premierą?) baletu „Sen nocy letniej” Feliksa Mendelssohna w Operze Nova. Tym razem balet w choreografii i inscenizacji Karola Urbańskiego.


Wiecie jak fajnie, gdy człowiek sobie idzie korytarzem mijając kasę przed którą tłoczą się spragnieni baletowych wrażeń widzowie (może uda się dostać jaką wejściówkę), a ty masz bilet w kieszeni i nic kompletnie nic ciebie nie obchodzi. Ehhhh cóż za miłe uczucie, gdy patrzy się z pewną wyższością na tych skotłowany ludzi. Oj nie wszyscy wejdą - nie wszyscy. Sala opery wypełniona po brzegi. Dostawione krzesła nie zaspokoiły zapotrzebowania na miejsca. A najbardziej pokrzepiające jest to, że ludzi jednak coś w tej klasyce kręci.

Cały spektakl jest bardzo grzeczny. Klasyczna choreografia, klasyczna aranżacja i tylko efekty specjalne bardzo mało klasyczne. Włączenie Symfonii „Włoskiej” i „Szkockiej” wyszło całemu przedstawieniu na dobre. Słuchacz i widz jednocześnie, może w ten sposób zapomnieć o kiczowatym do granic możliwości „Marszu Weselnym”, którego K.Urbański się nie ustrzegł. Z drugiej strony, może w Marszu tkwi tajemnica sukcesu (mam nadzieję, że i komercyjnego). Marsz był troszeczkę pod publiczkę, tak jakby z góry założono, że każdy musi coś dostać.

Jedni będą ganić, inni chwalić, a mnie się całość podobała. Osobiście jestem zwolennikiem baletu współczesnego, takiego jaki był w „Zniewolonym umyśle” (balet który również jest w repertuarze Opery Nova).

Ponieważ nie zamierzam schlebiać tutaj komukolwiek w cytacie muzycznym proponuję posłuchać kołysanki. Zdumionym powiem, że to też z baletu.

You spotted snakes








Na koniec apel do decydentów. Czy możecie wpłynąć na Operę Nova, aby zaczęła poważnie traktować widzów spoza Bydgoszczy i wprowadziła łaskawie sprzedaż biletów na spektakle przez Internet? To zaczyna być żenujące i irytujące, kiedy trzeba gnać do kasy i odbierać rezerwację, skoro można wydrukować bilet w domu. Helołłłłłł droga Opero - technika już na to pozwala.

Grudniowy Listopad cz.2 Epizod II

Było tak.

Pamiętacie jak w październiku narzekałem, że nie posiadam zaproszeń na Koncert Galowy z okazji 90-lecia Szkół Muzycznych w Toruniu.

Narzekałem i wykrakałem.

Zgłosiłem się do kasy Dworu Artusa, aby zgodnie z ogłoszeniem na plakatach (dużych jak słoń) tam kupić bilety na wymieniony koncert. Wyposażony w odpowiedni zasób gotówki stanąłem przed okienkiem. Stoję i przysłuchuję jak pani za szybą tłumaczy przez telefon, że nie sprzedaje biletów na koncert, ponieważ przed chwilą się dowiedziała, ze nie ma ich sprzedawać. Gdy odłożyła słuchawkę spojrzała na moją lekko zdziwioną minę. No to ja wykorzystując jej uwagę tłumaczę, że podsłuchałem rozmowę, że także jestem zainteresowany zakupem biletów i że co teraz. Na co ona, że biletów już nie sprzeda, bo od tej pory, to nie są bilety ale wejściówki, i nie dostanę ich tutaj ale w ZSM. Myślę sobie. I jest dobrze, i jest źle. Dobrze, ponieważ gotówka pozostanie w kieszeni, a źle, gdyż muszę jechać na koniec miasta, aby te wejściówki zdobyć.

Czegóż nie robi się dla muzyki. Poza tym, obiecałem gościom z południa Polski, że załatwię te bilety (teraz już wejściówki). Mam czas, to jadę. Przedostawszy się przez portiernię w ZSM dotarłem do sekretariatu. Nieśmiało zapytałem panią za „ladą”, czy otrzymam wejściówki na Koncert Galowy. Pani tak na mnie spojrzała z niedowierzaniem w oczach (chyba nie wyglądam na melomana) i dosyć szorstko dopytała „Ile Pan chce?” a ja na to, że trzy. Pani poszperała, poszperała i wyjęła kopertę, a z kopert żółtobrązowe kartoniki. Podziękowałem, zakręciłem się na obcasie i tyle mnie widziała. Prowadzę auto i myślę SUKCES. Staśkiewicz, Wakarecy i Fiugajski – mam wejściówki i nie zawaham się ich użyć.

W wieczór koncertu, zaparkowanie przed Aulą UMK było sporym wyzwaniem. Ludzie tłumnie nawiedzili, to miejsce. Jednak kolega z Katowic nie w takich opresjach bywał. Jak tylko dostrzegł odrobinę miejsca, to niczym jaguar dopadł „zwierzynę” i wyłączył silnik. Od trzaśnięcia drzwiami było już tylko gorzej.

Gdy chcieliśmy osiąść na miejscach najpierw skierowano nas w dół. Następnie okazało się, że ci z wejściówkami to nie w dół tylko w górę (doły zajmowały VIP-y i ci z biletami, których już ja nie dostałem). Ponownie w górę, tam poinformowano nas, że te miejsca są dla absolwentów ZSM. Powoli zaczęło robić się głupio. W końcu na wysokości dźwiękowca osadziliśmy swoje kości.

10-15 minut obsuwy w rozpoczęciu uroczystości, to jeszcze żadna tragedia. Ale gdy rozpoczęły swój „koncert” tzw. gadające głowy, to trwał on ponad godzinę. Nawet Pani Dyrektor przesadziła. Przy takich okazjach zwięzłość powinna być cnotą. Jak ktoś chciałby znać historię szkoły ze szczegółami, to zakupiłby okolicznościową książkę. Następnie chwila „wzruszeń” na słowa Prezydenta miasta, jak to naszły go myśli o przeniesieniu szkoły z poprzedniego totalnie niefunkcjonalnego budynku. Myśli dojrzewały, aż w końcu chwyciły za serce i tym sposobem ZSM mogła zająć nową siedzibę, a po kolejnych 4 latach szkoła otrzymała super wypasioną salę koncertową. O licytacji z Marszałkiem województwa, kto, ile i jakie dzieci posiada w szkole, albo jeszcze ich nie posiada wspominać nie będę. To po prostu było bardzo pozamerytoryczne (nie mam pomysłu na inny eufemizm). Przyznam, że po tych wszystkich przemówieniach mi i mieszkańcom Torunia zrobiło się nieswojo, ponieważ wszyło na to, że zarządcy miasta i województwa z własnej kieszeni wyłożyli na budowę nowych obiektów szkolnych. A to chyba nie jest TAK.

Na szczęście nawet najgorsze koncerty mają swój koniec i mogliśmy przejść do meritum.

Ja ostrzegłem swoich gości, że Aula UMK nie jest najlepszą sala koncertową w mieście oraz poinformowałem, że zdajemy sobie sprawę z niedostatków akustycznych sali ponieważ głusi jeszcze tak kompletnie nie jesteśmy.

Soliści zrobili co mogli (no może Wakarecy zrobił trochę mniej). I jak na solistów przystało elegancko zagłuszali Toruńską Orkiestrę Symfoniczną. Anna Maria Staśkiewicz przeszła (dosłownie) jak burza z Koncertem Skrzypcowym d-moll Sibeliusa. (gdzie był akustyk??????????) Pawła Wakarecego nareszcie miałem okazję poznać w innym repertuarze niż chopinowski. Mam płytę z III Koncertem Fortepianowym c-moll Beethovena. Hmmmmmmm wolę utwór na płycie (a z reguły jest odwrotnie). Mniemam, że nasz laureat cały czas ćwiczy, aby poprawić wykonanie. Nad solistami i orkiestrą czuwał, chociaż niekoniecznie panował :) Przemysław Fiugajski.

Aby być do końca uczciwym, to Koncert był względnie sympatyczny (poza nadmiarem nudnej prozy). Chciałbym usłyszeć go w tym samym wykonaniu w spokojniejszej atmosferze.

Naskarżyłem się na dużą dawkę nadmuchanych słów, a teraz sam to czynię.

Lepiej posłuchać Koncertu Skrzypcowego d-moll op 47 J.Sibeliusa. Zapraszam.





Hmmmm jeszcze jedno: Czy ktoś wie i czy ktoś mi powie, jaki utwór nasi laureaci wykonali na bis????

czwartek, 29 grudnia 2011

Grudniowy Listopad cz.2 Epizod I

Trochę lat stuknęło Zespołowi Szkół Muzycznych w Toruniu. Można powiedzieć, że 90 lat, to słuszny wiek, pomimo że do Wieku pozostaje jeszcze dekada.

Hmmm o czym to chiałem… ano kilka słów o obchodach jubileuszu. Były huczne. Działo się wiele i ja w tym "działaniu się" miałem bierny udział.

Koncert kompozytorski "W hołdzie Karolowi Szymanowskiemu" nie zaskoczył, a raczej zaskoczył inaczej. Dziwne, bo koncert składał się prawie z samych prawykonań. Gdybym był złośliwy, to ograniczyłbym się do stwierdzenia, że pierwszy padł mikrofon (przedmiot legł siłą kurtyny) i już nie wstał. To trochę symboliczna scena zapowiadająca nadchodzące wrażenia muzyczne. Miałem okazję siedzieć przy babci z wnuczką na kolanach, która w trakcie jednego z wykonań (utworu już nie pamiętam) z rozbrajającą szczerością skomentowała „To jest okropne”.

Obawiam się, że najbardziej kontrowersyjnie wypadły utwory na taśmę. Mówcie o mnie co chcecie, że się nie znam, że słoma mi z butów wychodzi, że nie dostrzegam potu, krwi i duszy artysty w wykonywanych dziełach. Ja tego nie kupuję w konwencji koncertu. W myślach wmontowałem wszystkie dźwięki w obraz filmowy i w tak „udźwiękowionym” filmie, to już jakoś wyglądało. Myślę, że problem z odbiorem kompozycji leży też i po stronie organizatorów koncertu, realizatorów dźwięku, obsługi sali itd. To co się działo w tle estrady … ludzie … Generalnie nie można było patrzeć. Miało być pięknie, a wyszło niemożliwie. Panie i Panowie kompozytorzy i kompozytorki, w tym wypadku, to nie wasza wina. Gdyby pokusić się o muzyczny opis ogólnego wrażenia, to najlepiej zrobiłby „Gruz” Michała Ossowskiego (przede wszystkim ze względu na tytuł samego utworu).

Po tych słowach niesłusznej i „pardonowej” krytyki chciałbym dodać, że w pierwszej części koncertu najbardziej urzekł mnie utwór Marii Krzemień „Mozaika”. Była to najbardziej czytelna kompozycja.
Po przerwie (dano słuchaczom ochłonąć) było już o wiele lepiej i nie chcę się powtarzać ani specjalnie faworyzować, ale najmilej memu uchu brzmiała kompozycja Magdaleny Cynk „Modlitwa Harnasia”. Wykonanie mogło być lepsze, ale jak na finał tego koncertu, to okazało się całkiem, całkiem dobre.

Szanowni Państwo, Droga Młodzieży, Twórcy i Wykonawcy cieszę się, że nie zasypujecie gruszek w popiele i jak na artystyczną szkołę przystało, dzielicie się ze słuchaczami owocami własnej nauki i pracy. Proszę tylko o jedno, abyście w swoim twórczym zapale nie zapominali o odbiorcach tego co stworzycie, innymi słowy „Można lepiej”.

Grudniowy Listopad cz.1

Przyszedł Grudzień i poszedł Grudzień, a wpisy gdzie?
Jak powiem, że nic się nie działo, to przecież nikt nie uwierzy. Chociaż „Kłamstwo wielokrotnie powtórzone staje się prawdą” – proszę tylko nie brać przykładu z autora zacytowanych słów.
W związku z powyższym i tak ogólnie przeprowadzam mały remanent i postaram się wyprowadzić ten blog ze śmierci klinicznej. Już ja mu zrobię OSTRY DYŻUR.


Przeglądając foldery, programy, bilety (tak, tak – zbieram te rzeczy) widzę, że ani słowem nie wspomniałem o listopadowym koncercie kompozytorskim Musica Nova – który odbył się w Sali Wielkiej Dworu Artusa w Toruniu. Młodzi kompozytorzy z województwa kujawsko pomorskiego mieli okazję przedstawić szerszej publiczności swoje utwory. Z tą szerszą publicznością trochę przesadziłem, ponieważ słuchacze, to głównie kompozytorzy, ich rodziny i znajomi. A to trochę za mało aby rozgrzać atmosferę zwłaszcza, że w Sali było bardzo chłodno. Może dlatego publika biła brawo nawet, jak nie musiała. Aby nikogo nie urazić, to powiem, że moje niesprawiedliwe podejście do muzyki najlepiej oceniło kompozycję Magdaleny Cynk (na zdjęciu), której życzę jak najlepiej, bo się przy okazji nazapowiadała. Na jej utwór „Planetoida 16856 Banach na marimbę i kwartet smyczkowy” trzeba było trochę poczekać, ponieważ zaprezentowano go jako ostatni. (teraz to nawet trochę żałuje, że nie kupiłem tej płyty, co to ją sprzedawano ze stolika) W trakcie wykonywania tego utworu nie przeszkadzał mi nawet ten piszczący głośnik. Ale co tam. Pierwsze koty za płoty, ale to dla innych, bo dla Pani Magdy te koty nie są już takie pierwsze. Tych planetoid jest sporo w dorobku kompozytorki. Teraz czekam na deszcz meteorytów. Jeżeli ktoś będzie chciał się dowiedzieć czegoś więcej o Pani Magdzie, to zapraszam na jej stronę internetową. A ja ostrzegam, że powoli rośnie we mnie fan.

Lubię robić notatki w trakcie koncertu. Wrażenia są tak ulotne, że trudno mi je zachować, jak ich sobie gdzieś nie zapiszę (dyskretna aluzja do mojej kiepskiej pamięci). Ale nawet gdy coś zapiszę, to nie mam gwarancji, że będę wiedział co autor miał na myśli.


Przy utworze Marcina Gumiela „Lights of the night” zapisałem dwa zadnia. Pierwsze: „Michał Warcaba klarnecista przyjechał z Norwegii” (w miarę jasne), a drugie: „Gdzie jest moje auto?”
No, właśnie …
Jeżeli ktoś wie lub ma pomysł na interpretację moich zapisków, to proszę o odpowiednie wpisy w komentarzach.