Z determinacją godną bohatera kreskówek walczyłem z folią na pudełku z płytą operetki „Symplicjusz” Johanna Straussa. (kiedyś nadejdzie taki czas, co wszystkie pudełka zostaną rozpakowane).
Trochę radosnych rytmów i arii nikomu nie zaszkodzi zwłaszcza, że za oknem pogoda iście barowa.
I… po wszystkim trochę wymieszało mi uczucia.
To chyba najdziwniejsza operetka jaka do tej pory widziałem.
Opowiada o żartobliwych nieporozumieniach. Jest w niej zaginiony syn barona, miłość, która musi pokonać konwenanse, wódka, która leje się strumieniami. Wszystko wymieszane w sosie qui pro quo. I na tym się kończy żart. J.Strauss wkomponował w tą (jakby nie było lekka) formę sceniczną wojnę, zdradę, śmierć i nieszczęście.
Wyszedł z tego tragikomiczny misz masz.
Fakt. J.Strauss przyzwyczaił nas do innego obrazu. Kto oglądał, np. Zemstę nietoperza (sztandarową operetkę kompozytora), będzie zaskoczony powagą zawartego problemu. Tak naprawdę poruszające ciało rytmy walca stoją w opozycji do makabrycznej inscenizacji.
Nie będę opowiadał całej fabuły. Powiem tylko, że jej akcja jest mocno osadzona w wojnie trzydziestoletniej.
Jednak największe wrażenie (poza kreacjami artystów) robi przepiękny i romantyczny walc pod drzewem, na którym wiszą ciała jeńców wojennych.
Proponuję zobaczyć i wyrobić własną opinię.
Samo wystawienie operetki też miało swoje dramatyczne chwile. Prapremierę w roku 1887 przerwał fałszywy alarm pożarowy. Publiczność w panice zaczęła opuszczać Theater an der Wien (sześć lat wcześniej prawdziwy pożar teatru pochłonął dziesiątki ofiar). W związku z tym dla odwrócenia uwagi i uspokojenia tłumu kompozytor kazał śpiewakom zaintonować walc ….
Sądzę, że nie będzie problemu z rozpoznaniem.:)
Royal Philharmonic Orchestra "An der schönen blauen Donau"
Royal Philharmonic Orchestra "An der schönen blauen Donau"
Trudności inscenizacyjne, budząca ambiwalentne uczucia fabuła, przyczyniły się do rzadkiego jej wystawiania.
Scena w Zurychu przygotowała się do zaprezentowania operetki publiczności z dużą wyobraźnią Inscenizacja godna wagnerowskich mega przedstawień. Dla pasjonatów charakteryzacji, kostiumów i wszelkich poruszających się bajkowych maszyn przedstawienie jest prawdziwą ucztą.
Dzień dobry! Z radością oświadczam (bo przecież nie "przysięgam"), że przypadł mi zaszczyt zamieszczenia tu pierwszego komentarza! I nie, bynajmniej nie zostałam do tego zaproszona - czynię to dobrowolnie, samodzielnie i w pełni (w miarę możliwości) władz umysłowych!:-) Czynię to, być może, nawet wbrew Autorowi tego bloga! Żałuję, że nie dysponuję na tę okoliczność bardziej wyszukanym fontem (np. Vivaldim), ale cóż - muszą wystarczyć takie chude... przepraszam, wątłe litery ;-)
OdpowiedzUsuńA poważnie, to trzymam kciuki za rozwój blogowego przedsięwzięcia i będę zaglądać :-)
P.S. Tak, przeczytałam wszystkie notki :-)
P.S.2 Wszyscy wiedzą, że najlepszym filmem, w którym wykorzystano muzykę Prokofiewa, jest "Miłość i śmierć" Allena - jak mogłeś jeszcze o nim nie napisać?!
P.S.3 Żałuję, że notka z 14 lipca nie trafiła do mnie wcześniej - z pewnością skorzystalibyśmy nie tylko z choreografii, ale i kostiumów..:-)
Dzięki, dzięki :)
OdpowiedzUsuńMiło mieć chociaż jednego czytelnika/czkę. Poprawność polityczna zmusza mnie do stosowania żeńskich końcówek. Chociaż samo słowo "końcówka" mnie się żeńsko nie kojarzy.
Za dużo do czytania nie było, dlatego zadanie miałaś ułatwione.
Pomyśl przez co ja musiałem przejść.
Zwłaszcza, że masz niezwykle duży (w bardzo wielu przypadkach ciekawy) przerób :)
ps.Do Prokofiewa jeszcze nawiąże, bo gość jest wykorzystywany na maksa. Dobrze, że nie żyje, bo by się wykończył.
ps2.Nie przejmuje się choreografią. Na półce stoi nierozpakowana "Wesoła wdówka". Tam też tańczą :) Ale tym tematem zajmę się odrobinę później :) No chyba, że się tobie spieszy :)
Ha, widzisz - nie minęły dwa dni i już nie jestem jedyna :-) Rozgadało się towarzystwo, trzeba przyznać. Tymczasem dziękuję za miłe słowa pod adresem mojego... przerobu ;-)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji - chyba masz ustawioną niewłaściwą strefę czasową, bo jestem pewna, że kiedy zamieszczałam swój komentarz, był 27 lipca wieczór, a nie 10 rano :-)
P.S. Co do wdówki - z twórczości Franza Lehara na razie przerabiam dzieło "Boski małżonek"! ;-P
Ewenement. Niby nic. Parę zdań człowiek skrobnie, a tutaj towarzystwo od razu komentarzem zasypuje :)
OdpowiedzUsuńCzłowiek wtedy czuje się nawet potrzebny. Życie nabiera smaku. W powietrzy czuć zapach skoszonej trawy (tylko alergicy marudzą)i mokrego psa.
Bo sztuka niejedno ma imię. Każdy może się poczuć twórcą własnego losu. I tak chwilę się zasępi, później uśmiechnie i ponownie zasępi. I napisze chociaż nie zawsze z sensem. Ale co tam. Internet wszystko przyjmie :)
ps.Co do czasu to postaram się go ustawić :)
ps2.Tak, tak. Jak zaczniesz przerabiać operę Dvoraka "Chłop szelma" - Daj mi znać :)