niedziela, 3 października 2010

Pianista contra pianista

To wyglądało jak pojedynek dwóch pianistów.
Areną było Kieleckie Centrum Kultury a dokładniej Filharmonia Świętokrzyska im. Oskara Kolberga.
A jeszcze dokładniej to było tak.
Jadąc do wspomnianego już kiedyś tam, B.Z. postanowiłem zatrzymać się w Kielcach. No,no - myślę sobie. Takie Kielce to pewnie zaoferować wiele mogą. A skoro już mnie los tutaj rzucił, to czemu by nie posłuchać tutejszych muzyków. Z niewielkimi perypetiami (Kielce to bardzo rozkopane miasto) dotarłem do pl. Wolności. Zaczynało się ciekawie, ponieważ musiałem zakupić bilet parkingowy. Dla autochtonów, to nic nowego, a ja przybysz z dalekiej północy, to jak dziecko we mgle.
Idę do stoiska z koszulami i pytam Pana: czy mogę kupić bilet na godzinę?
A on: na godzinę jaką?
A ja: na 60 minut.
Podał mi czerwony papierek i mówi: A teraz musi pan zaznaczyć długopisem datę i godzinę.
A ja: jaką godzinę?
A on: no przecież, że rozpoczęcia.
Dialog głupiego z debilem.

Ale nic to. Idę do KCK. Wchodzę i spotkawszy kobietę rozmawiającą przez telefon komórkowy pytam: gdzie mógłbym kupić bilet na koncert w dniu 1 października?
A ona: Jak pan tutaj wszedł?
A ja: przez drzwi.
A ona: Ale którędy?
A ja: Tamtędy. (i pokazałem łapką)
A ona: To musi pan wyjść i wejść przez drzwi z napisem kasa.
Więc ja wyszedłem i szukałem tych drzwi. Szkoda tylko, że Pani nie powiedziała, że słowo KASA będzie ukryte wśród innych słów. Ale udało się :)
Jakie było moje zdziwienie, jak w KASIE spotkałem moją rozmówczynię.
Sprzedała bilet, prawie przysięgając, że dostałem bardzo dobre miejsce :)

Marek Szlezer
I mniej więcej tak wyglądał koncert. 
Wchodzi orkiestra, krótkie przygotowanie i wchodzi dyrygent (Jacek Rogala), który staje za pulpitem, chwyta batutę iii start. Poszła Etiuda E-dur Fryderyka Chopina. 


Ech myślę sobie. Zapewne po zakończeniu utworu powie kilka słów o tym co przed chwilą wykonano. A tutaj nic. Schodzi za kulisy i przy okazji zabiera ze sobą sekcję wiolonczel. Technicy wpadają na scenę rozsuwają krzesła i ciągną fortepian na środek. Po czym, przychodzi dyrygent i ciągnie za sobą pianistę Marka Szlezera. Iiiii start. Koncert fortepianowy f-moll F.Chopina. Zero słów.
Przyznam, że nie przywykłem do takiego stawiania sprawy. Ale z drugiej strony wszyscy wiedzieli co będzie grane, to i dlaczego miałby ktokolwiek strzępić sobie język - muzyka, to nie gadka szmatka. Widocznie ja jestem jakiś nie z tej bajki :)

Rafał Łuszczewski
A koncert bardzo ciekawy. Dwa koncerty fortepianowe. Wspomniany f-moll op.21 F.Chopina i fis-moll op.20 Aleksandra Skriabina. Dwóch pianistów Marek Szlezer i Rafał Łuszczewski. Gdybym miał wskazać zwycięzce, to wybrałbym Łuszczewskiego. Pomimo, że miał mniej znany utwór A.Skriabina, zyskał sobie sympatię publiczności, a moją podwójnie.
Po pierwsze za koncert bo był wykonany brawurowo. A po drugie za pewien drobiazg. To pierwszy pianista, który uciszył słuchaczy klaskaczy. Kiedy po pierwszej części koncertu publika zaczęła bić brawo, on gestem dłoni dosłownie zdusił oklaski.
Czy ja nie mówiłem, że nie należy klaskać po każdej części. To muzykom, artystom doprawdy nie pomaga. Raczej ich rozprasza. Taki pianista musi być skoncentrowany, bo gra z pamięci (bez nut), a tutaj ludzie kłapaniem myśl zaburzają.
Jeszcze raz apeluję do ludzkich serc :) i zdrowego rozsądku nie klaszczcie po każdym co skoczniejszym kawałku. Owacje na koniec doprawdy wystarczą :) i w przypadku tych dwóch pianistów również były :)

A gdy Łuszczewski po kilku bisach opuścił scenę. Ponowne szurum burum. Wpada ekipa techniczna, rozsuwają krzesła i zabierają Steinway&Sons'a do kąta :)
A ktoś z sali woła: TO JUŻ?!!!!! - serio, widocznie jegomość nie wytrzymał nerwowo tego przesuwania mebli :)

Na szczęście, na koniec cała orkiestra pod batutą J.Rogali zagrała bardziej sfrustrowanym i tym mniej  impulsywnym Walc Es-dur F.Chopina. U mnie w wykonaniu Krystiana Zimermana



Mogę śmiało powiedzieć, że się działo :))) w muzyce i poza nią

2 komentarze:

  1. "Wchodzi orkiestra, krótkie przygotowanie i wchodzi dyrygent (Jacek Rogala)..."

    - czekałam, aż w tym miejscu opowieści pojawi się pani z kasy i zawoła: "Jak pan tutaj wszedł?!" :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Po kontakcie z panią kasjerką :) stwierdzam, że byłaby do tego zdolna. Zapewne kazałaby dyrygentowi wyjść i wejść innymi drzwiami. Najlepiej z napisem KASA :) o ile by je znalazł :)

    OdpowiedzUsuń