niedziela, 17 października 2010

Będzie Pani zadowolona :)

W znielubianym (tylko z przyczyn technicznych) przeze mnie toruńskim Dworze Artusa odbył się koncert Toruńskiej Orkiestry Symfonicznej pod batutą Piotra Sułkowskiego. Tym razem mogłem posłuchać poza utworami Fryderyka Chopina (bo wiadomo Rok Chopinowski) również III Symfonii Es-dur op.55 Ludwiga van Beethovena. Kiedyś z powodu tego "van" kompozytor miał problemy, gdyż musiał tłumaczyć się, że nie pochodzi z arystokracji i jego "van" to nie to samo co "von". Ale to stare czasy, a i sam twórca do kłótliwych należał, dlatego kilka sądowych potyczek, to zapewne niewiele jak na jego charakter.

III Symfonia później nazwana "Eroica" w trakcie swojej premiery wzbudziła mieszane uczucia. Pierwotnie miała być zadedykowana Napoleonowi, ale jak się Beethoven dowiedział, że przywódca Francji mianował siebie cesarzem, to szlag go trafił i podarł dedykacje (w innej wersji zamazał). Jakby nie było, obraz oświeconego przywódcy, przeciwnika dworskich układów został bezpowrotnie w oczach artysty zniszczony. Dlatego zapis na partyturze brzmi tak "Sinfonia eroica, composta per festeggiare il sovvenire d'un grand'Uomo" ("Symfonia bohaterska, napisana ku uczczeniu pamięci wielkiego Człowieka"). W programie TOS mogliśmy przeczytać, że "symfonia stanowi apoteozę ludzkiego bohaterstwa. Jest to dramat w czterech odsłonach, który z uwagi na swoje rozmiary i wzgląd na wiele niespodzianek formalnych musiał bulwersować ówczesnych odbiorców". Dobrze, że jestem współczesnym odbiorcą, gdyż Eroicą zbulwersowany nie zostałem, a orkiestra oraz prowadzący dostali ode mnie i publiczności gromkie brawa.
Czas na marudzenie. W trakcie koncertu ewidentnie denerwowały mnie poza koncertowe dźwięki skrzypiących butów gościa siedzącego przede mną. Tak rzewne dźwięki wydawały, jakby chciały wyjęczeć, jaki ciężki los je spotkał. No i jeszcze jeden niuans. Szumiący głośnik. Ponieważ jeden z członków orkiestry, pierwszy oboista Krzysztof Affeldt odchodzi z TOS, zespół wraz z dyrekcją złożyli mu publicznie życzenia. No pech chciał, że konieczne do tego nagłośnienie, nie zostało później wyłączone (co zwykle jest robione) i w trakcie wykonywania symfonii ssssssssssyczało. Pomimo tych wszystkich niedogodności, których jak na to miejsce i tak "zaoferowano" niewiele, warto było posłuchać tego utworu. Ostatni fragment był nawet bisowany, (gdzie bis dla orkiestry zawsze stanowi pewną trudność). Po prostu się podobało.
Aby nie było za sucho proponuje posłuchać Scherza Allegro vivace III Symfonii w wykonaniu Gewandhausorchester pod batutą Kurta Masur.



Dla tych fanów muzyki kompozytora dodam, że w przyszłym roku odbędzie się już XV Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena, w trakcie którego będzie również można posłuchać III Symfonii:)

Ponieważ rozpocząłem od końca, to kilka słów dotyczącej pierwszej części koncertu, w trakcie którego mieliśmy okazję posłuchać Ronda a'la Krakowiak F-dur oraz Andante Spianato i Wielki Polonez Es-dur Fryderyka Chopina. Pianistą, którego mogliśmy posłuchać był Adam Wodnicki. Aplauz publiczności nie pozwolił tak szybko się oddalić pianiście. Na bis wszyscy wysłuchali poza dodatkowym utworem F.Chopina również Krakowiaka Fantazję Ignacego Jana Paderewskiego. Wybór nie jest przypadkowy, gdyż artysta chyba czuje się w repertuarze Paderewskiego bardzo dobrze zważywszy, że jest redaktorem wykonawczym pierwszego wydania "Dzieł wszystkich" Paderewskiego wydanego przez Musica Iagellonica w Krakowie.
Dlatego, że mieliśmy okazję posłuchać krakowiaka i że w cieni roku chopinowskiego świętujemy również 150 rocznicę urodzin I.J.Paderewskiego proponuje posłuchać wykonanego na bis Krakowiaka Fantazję op.14 nr 6 w wykonaniu wymienionego pianisty.



Kiedy przedarłem się na drugi brzeg Wisły (co było brawurowym wyczynem, ponieważ korki okazały się w ten piątek wyjątkowo długie i uciążliwe), słuchacze w najlepsze zajmowali swoje miejsca. Obok mnie usiadła Pani, która zakupiwszy bilet z wszelkim prawem do krzesła na którym spoczęła, prowadziła ożywioną dyskusje z Panią z sąsiedniego siedziska. Pewna konsternacja zapanowała, gdy okazało się, że do tego samego miejsca co ona, nabyła prawo również inna (lekko spóźniona) kobieta. I co teraz. Sympatyczny młody Pan z obsługi miał duży problem. Tłumacząc się, że kasjerka sprzedała (w elektronicznym systemie sprzedaży byłoby to nie do pomyślenia) dwa bilety z tym samym numerem miejsca, zaproponował następujące rozwiązanie. Ta Pani której bilet ma wcześniejszą datę zakupu zostaje, natomiast Pani, która nie miała tyle szczęścia będzie musiała się przesiąść do IX rzędu, które jest równie dobre co IV :). Będzie Pani zadowolona :))))))
W tej rozgrywce wygrała Pani spóźniona :)

Nigdy nie wiadomo, kiedy się przyda data stempla pocztowego.:))))

2 komentarze:

  1. O rany, rozwiązanie Pana z Obsługi rzeczywiście salomonowe :O Jestem ciekawa, jak wyglądał ciąg dalszy tej historii - tj. co się stało, gdy nieszczęsna pani - po zajęciu miejsca w rzędzie IX - została zaatakowana przez osobę, która posiadała bilet z numerem tego miejsca w rzędzie IX... ;-) Pozdrawiam (rzewnie szurając kapciami)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak się potoczyły dalsze losy mojej niedoszłej sąsiadki,to nie wiem.
    Ale zastanawiam się nad tym, co zrobiłby Pan z obsługi, gdyby obie panie miały bilet z tą sama datą.
    Czy przyjąłby, że ważniejszy jest ten bardziej naddarty, czy też ten mniej zniszczony. Albo przeprowadziłby analizę zużycia wkładu długopisu pani kasjerki???

    OdpowiedzUsuń