niedziela, 10 października 2010

Muzyczne reminiscencje, czyli pourlopowo

Pomimo kapryśnej pogody, która w połowie tylko sprzyjała, wypoczynek można zaliczyć do całkiem niezłych. Z rozpakowanych walizek i plecaków wysypały się bilety, paragony, foldery, mapy itd., itp.
Podczas wyprawy na Kielecczyznę i do Małopolski nie obyło się bez zderzeń z muzyką klasyczną. Być może przesadne będzie stwierdzenie, że klasyka nas otacza, ale jak przypomnę sobie moje peregrynacje, to jest jej wszędzie sporo i atakuje znienacka :)

Na przykład w Galerii malarstwa polskiego w Muzeum Pałacu Biskupów Krakowskich w Kielcach, spoglądał na mnie z obrazu Niccolo Paganini. Uwieczniony w bardzo dynamicznej pozie. Pani przewodnik (grupy, która jak burza przeleciała przez galerię) powiedziała, że malarz nigdy osobiście nie spotkał  wirtuoza, ale tak go sobie wyobrażał. Obraz nie należy do najbardziej znanych z tego zbioru, ale ze względu na swój ewidentnie muzyczny charakter przykuł moją uwagę.

A gdy już o galerii mowa, to wspomnę, o Galerii Krakowskiej :) Teraz to najbardziej popularne :) galerie w Polsce. Tutaj również miła niespodzianka. Człowiek sobie chodzi, tu przymierzy jakiś łaszek, tu spojrzy na butki, szalik i rękawiczki, skubnie coś w kawiarni, pomizdrzy się do sprzętu audio wideo, na który go nie stać, aż tu nagle ... na środku galerii wyrasta przed nim zaaranżowana sala koncertowa ze sceną w kształcie fortepianu. Panie z zespołu "Convivium" przygrywały do przecen, okazji, promocji, rabatów i wszelkich innych zakupowych technik kuszenia. Ku mojemu zdziwieniu ich występ cieszył się nawet sporym jak na to miejsce zainteresowaniem. Gdybym miał odrobinę więcej czasu, to dotrwałbym do końca tego całkiem miłego "koncertu". 

We Wieliczce na głębokości 110 m w jednej z komór zalanych solanką odbywa się spektakl światła i dźwięku, gdzie w Etiudę E-dur Fryderyka Chopina wpleciono dźwięki maszyn i odgłosy pracy górników. A tak na marginesie, to kompozytor przebywał w kopalni w 1829 roku, a w tym roku zostanie odsłonięty jego pomnik - z soli oczywiście :)
Dla tych, którzy nie są fanami fortepianu w komorze Warszawa, można było wziąć udział w nauce salsy. No, no, zatańczyć salsę 125 metrów pod ziemią. Nogi same rwą się do tańca, a na moje oko tańczących par było ok. 40.

W Łodzi, na której przejazd straciłem najwięcej czasu, każdy turysta może "zderzyć się" z fortepianem Artura Rubinsteina na ulicy Piotrkowskiej. A jak wrzuci jakiś pieniążek, to maszynka nawet zagra, o ile siedzący obok stworzony ze stopu metali pianista pozwoli :). Przed gmachem Teatru Wielkiego wody fontanny tańczą do utworu Poloneza A-dur Fryderyka Chopina (podobno fontanna ma w repertuarze utworów 11).Polonez w wykonaniu Janusza Olejniczaka.

Miłe dla ucha i oka widowisko, które nie zabiera dużo czasu a daje odrobinę satysfakcji, że jednak warto poprzemieszczać się  po mieście nie tylko samochodem :)

Nawet góry nie "uchroniły" człowieka przed muzyką. Przemierzając szlaki turystyczne w Górach Świętokrzyskich dotarłem do opactwa pobenedyktyńskiego na Świętym Krzyżu, gdzie w tym dniu odbywał się koncerty chórów. Poza tym podają tam całkiem niezły żurek świętokrzyski, a po kilkugodzinnym marszu jeść się chce. Dlatego dobra strawa oraz strawa duchowa smakowały jak nigdy.

Długo by opowiadać i jak znam siebie, to jeszcze niejednokrotnie wrócę na tych stronach do muzyczno-urlopowych epizodów.
I na koniec fragment Koncertu Ernesta Chausson'a op. 21 z płyty, którą zakupiłem oczywiście w trakcie wyprawy. Orkiestra Academia dyr. Bohdan Boguszewski E.Chausson, Sicilienne.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz