wtorek, 28 grudnia 2010

Premiera na koniec roku

Ostatni poniedziałek roku i ostatnia premiera dla mnie w tym roku.

Teatr Wiczy przedstawił "One Night Contract" monodram na podstawie opowiadania Arthura Millera "Występ". Historia amerykańskiego tancerza Harolda May'a, który miał ten zaszczyt, aby wystąpić przed Hitlerem. Pomijając słuszne oceny wodza III Rzeszy, zaprezentowanie swojego talentu Furerowi dodawało splendory artyście. A za takowego uważał się bohater monodramu.
Jeżeli komuś nic nie mówi nazwisko Harold May, to powiem, że mi też ono nic nie mówi. Gość był stepujacym tancerzem.

I dochodzimy do sedna sprawy.Dlaczego przedstawienie mi się nie podobało????

Zdaję sobie sprawę, że przygotowanie i przedstawienie monodramu jest bardzo trudnym przedsięwzięciem. Aktor musi skupić uwagę widza tylko na sobie. Bez wsparcia pozostałych aktorów, cały ciężar spoczywa na nim, samotnym w obliczu milczącej publiczności.
I ja milczałem. Od początku do końca przestawienia. I po przedstawieniu też milczałem, bo o czym tutaj gadać.

Może o tym, że Krystian Wieczyński nie potrafi tańczyć. Może potrafi tańczyć, lecz nie pokazuje.  Z pewnością nie potrafi stepować. A szkoda, bo miał bardzo ładne buty do stepowania, a okazji do zaprezentowania się z tej strony było dosyć sporo w przedstawieniu. Może nawet za sporo i to trochę zgubiło całe przedsięwzięcie. Wyszło ślamazarnie. W tym wypadku nawet zdjęcie gaci nie uratowało całości.
Być może ktoś doceni trud i pomysł, ale moim zdaniem wyszło nieautentycznie i cała historia H.May'a wydaje się sztuczna i zrodzona tylko w umyśle pisarza. A w takim wypadku mógłby to być ktokolwiek i gdziekolwiek. Można się zastanawiać, czy tancerz był rzeczywiści tak uzdolniony jak o sobie myślał (z aktorskiej gry to nie wynikało) i czy jako Żyd, podczas spotkania z Hitlerem był tak bardzo przerażony jak mówił. Zdania mogą być bardzo podzielone, a ja dziele się z wami moimi wątpliwościami.

Premiera na zakończenie roku. Hmmm.... Tym razem nie zatańczyła :(

ps. O tradycyjnym już opóźnianiu rozpoczęcia spektaklu nie będę się wypowiadał. Rozumiem, że szacunek do widza ma emanować wyłącznie ze sceny. Powiem tylko, że poza widownią też jestem widzem. Szkoda, że organizatorzy zdają się tego nie zauważać.

3 komentarze:

  1. Ja zawsze uważałem, że ten teatr, jak i Teatr im. Łiljama Horzycy, to nie są wielkie zespoły artystyczne. Właściwe nie podobało mi się nic w wykonaniu tych instytucji. Ale niech tam, nie sobie działają, może komuś sprawiają radochę swym działaniem. Miłego dnia, do siego roku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Well. To w przypadku tego przedstawienia miałeś dwa w jednym, ponieważ spektakl odbywał się na scenie "Na zapleczu" Teatru Łiliama Horzycy.
    Nie potępiam ich. Nie ganię. Poziom taki jak gmina :)
    Europejska Stolica Kultury - cholera.

    OdpowiedzUsuń
  3. No proszę, zgraliśmy się z tymi notkami, bo ja właśnie wrzuciłam na bloga wrażenia z innej akcji z udziałem Wieczyńskiego... ale równie spóźnionej ;-) Może to taka cecha charakterystyczna?;-)

    A co do samego monodramu - szkoda, liczyłam, że to coś ciekawego, i nawet planowałam w Nowym Roku zaciągnąć na to R.
    I koty ;-)

    OdpowiedzUsuń