Wszystko odbyło się trochę na wariackich papierach.
Być może pod wpływem lektury o hiszpańskim wiolonczeliście, albo po prostu mnie ciągnęło do żywej muzyki (ta zebrana na płytach nie ma takiej siły rażenia) postanowiłem wpaść do Filharmonii Pomorskiej.
Słowo „wpaść” jest tutaj bardzo adekwatne, ponieważ spontaniczność w tej dziedzinie jest w moim przypadku bardzo ograniczona. Nie kupiłem wcześniej biletu, czego pożałowałem w dniu koncertu. Ale o tym może trochę później.
W tym roku obchodzona jest 150 rocznica urodzin Isaaca Albeniza. Aby to uczcić Filharmonia zaprezentowała słuchaczom Koncert Muzyki Hiszpańskiej. Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Pomorskiej dyrygował Hiszpan z krwi i kości Carlos Checa. Dla tych, którzy zaczną się naśmiewać z nazwiska maestra powiem tylko, że „ch” czytamy jak „cz”. Jedyna heca, która się wydarzyła miała związek ze mną i brakiem biletu.
E tam... myślę sobie. No przecież w ostatni weekend (a tym bardziej piątek) przedświąteczny ludzie nie będą spędzać z muzykami. Jakież było moje zdziwienie, gdy Pani w okienku powiedziała, że biletów nie ma. No to przyznam, że z lekka zostałem zamurowany. Bo niby co ludzkość nagle zapałała wielką miłością do klasyki. Zauważywszy moją rozczarowaną minę Pani w kasie dodała, „Ale nich Pan poczeka, może ktoś odda”. W sumie co mi zależy, do koncertu było jeszcze jakieś 20 minut. Nie pada na głowę, to chwilę wytrwam. I tak trwam sobie w przedsionku z czapką w ręku, przestępując z nogi na nogę. Coraz bardziej tracąc wiarę w ludzi i od czasu do czasu posyłając zniecierpliwiony uśmiech Panience z okienka.
Na 5 minut przed koncertem podchodzi do okienka, przy którym waruję, kobieta w średnim wieku z biletem w ręku i zapytaniem, czy może go oddać, ponieważ jedna osoba zachorowała i się nie pojawi. Pani z kasy wskazując ręką w moją stronę rzekła głośno i wyraźnie „Ten Pan z uszatką właśnie czeka”.
Wszystkim spadł kamień z serca. Ja doczekałem się biletu i to w cenie 15 zł (bilety grupowe są tańsze – hmmm nie wiedziałem, że aż tak tanie) a nie w cenie 40 zł gdybym kupował indywidualnie. Jednym słowem opłacało się.
Koncert był bardzo miły. Spokojna kiedy wypada i zadziorna kiedy trzeba muzyka wprawiał w dobry nastrój. Do miłej atmosfery przyczynił się pianista Jose Menor (też Hiszpan zdjęcie obok), który wyglądał jakby się cały czas uśmiechał. Albo się uśmiechał do siebie, albo do dyrygenta. Ale nie wnikam już w powody dobrego samopoczucia pianisty. Hiszpania to otwarty kraj i nic mi do tego – a ja przecież miałem swoje "wystane w uszatce" miejsce. Chłopak w wieku 15 lat miał na swoim koncie występ w Carnegie Hall. Nie dziwi zatem, że został nazwany „jednym z najbardziej wybitnych hiszpańskich pianistów nowej generacji”. W jego wykonaniu i orkiestry mogliśmy usłyszeć Rapsodię hiszpańską (na fortepian i orkiestrę) op. 70 i Koncert Fortepianowy a-moll op. 78. I. Albeniza.
Natomiast po przerwie mieliśmy okazję wysłuchać IX Symfonii e-moll op. 95 „Z Nowego Świata” Antoniego Dworzaka. Aby niczego nie zepsuć zacytuję wypowiedź umieszczoną w New York Herald z 1893 roku. „Wielka symfonia dra Dworzaka! – Cud piękności! – dyrektor Konserwatorium Narodowego ofiarował literaturze muzycznej mistrzowskie dzieło – pierwsza część najtragiczniejsza, druga najpiękniejsza, trzecia najdowcipniejsza!”
Ja proponuje posłuchać czwartej cześci o której nie wspomina "NYH". Dla mnie najbardziej patetyczna. Allegro con fuoco z IX Symfonii op. 95 A.Dworzak. (Royal Philharmonic Orchestra)
ps. Ponieważ o klaskaniu po każdej części już mówiłem – brrrr, okropne. Do wpadek koncertowych dodam tym razem fałszywą nutę oboju albo klarnetu i to na tyle wyraźną, że beztroska młodzież siedząca za mną zachichotała. Cóż. Zdarza się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz