Ani słońce, ani deszcz, ani wiatr nie były w stanie zatrzymać mnie w drodze do Filharmonii Bałtyckiej.
Zmęczony po piątkowej konferencji (trzeba był brać aktywny udział). udałem się do Gdańska. Gdyby ktoś dał mi pretekst, aby się tam nie udawać (kiepska pogoda okazała się za słabym argumentem), to porzuciłbym swoje plany. Przynajmniej tak myślałem, jak mknąłem po autostradzie 100 km/h.
W Polskiej Filharmonii Bałtyckiej odbył się uroczysty koncert z okazji 65 lecia istnienia tej instytucji. Zebrało się dużo luda. Oficjele wyfraczeni jak orkiestra. Orkiestra wyfraczona jak zwykle. I ja między nimi taki skonany drogą. Gdyby nie to, że głównym wykonawcą był Lukas Geniusas, to nawet nie przyszłoby mi przez myśl pchać się na ten festiwal ochów i achów nad muzykami, panią księgową, sponsorami oraz rozmaitymi mentorami Filharmoni od marszałka poczynając na biskupie kończąc. Nie chcę im nic ujmować, ale wydaje mi się, że wydali tylko państwowe (nasze) pieniądze. A przedstawia się ich, jakby wyłożyli z własnej kieszeni. Chociaż przyznać muszę, że Filharmonia Bałtycka jest jedną z najoryginalniejszych w Polsce. Już samo centralne ułożenie estrady, jak w starożytnych amfiteatrach, daje poczucie bliskości z muzykiem. Dosłownie można czytać mu z nut :) Poza tym ma ona nieograniczone możliwości. I ta zapadnia na środku sceny - super. Na samym początku się zastanawiałem jak oni wnieśli ten fortepian. Okazało się, że instrument po prostu się wyłonił :)
W takich okolicznościach koncert Lukasa Geniusasa był szczególnie interesujący. Jak ja cieszę się z tego, że młodzi pianiści nie są skażeni jeszcze tą wielkoartystyczno manierą, która wymaga od słuchacza, aby padł przed nim na kolana. Oh, oh ... artystą jestem i nie zawaham się mego artyzmu użyć. Na tym tle ten 20 letni pianista jest bardzo skromnym i jednocześnie pełnym energii chłopakiem. W dodatku potrafi bardzo pięknie grać na fortepianie. Laureat II miejsca Konkursu Chopinowskiego 2010 udowodnił, że nagroda się mu w pełni należała. W pierwszej części koncertu wysłuchaliśmy 12 Etiud op 25, z których najbardziej przypadły mi do gustu Etiuda Ges-dur (chyba najweselsza ze wszystkich) i Etiuda c-moll (zagrana z taka werwą, że aż podłoga od podskoków Geniusasa przy fortepianie falowała).
Aby nie było zbyt sucho muzycznie, proponuję wysłuchać właśnie tej 12 stej Etiudy c-moll dedykowanej przez F.Chopina Marii d'Agoult.
F.Chopin Etiuda c -mol nr 12 op 25 - Louis Lortie
F.Chopin Etiuda c -mol nr 12 op 25 - Louis Lortie
Po przerwie, w trakcie której wypiłem chyba najgorszą kawę jaką opery i filharmonie mają do zaoferowania, zmuszony zostałem wraz z innymi słuchaczami do uczestniczenia w nadawaniu dyplomów, orderów, odznaczeń, potoku słów uwielbienia od redaktora Konrada Mielnika (prowadzącego całą galę) oraz lokalnego establishmentu. Nazachwycali się nad sobą tak, że tylko Motława miała więcej wody.
Na szczęście nawet pełne patosu przemówienia mają swój koniec - i w końcu mogliśmy wysłuchać II Koncertu Fortepianowego c-moll Sergiusza Rachmaninowa. Za fortepianem główny bohater muzycznego wydarzenia L.Geniusas, a za pulpitem dyrygenckim Kai Bauman.
Fantastyczny koncert z dodatkowymi efektami specjalnymi. Kiedy kończyła się pierwsza cześć koncertu nagle zgasło światło. Salę zalały egipskie ciemności. Widać było tylko cienie muzyków, białe mankiety dyrygenta i fosforyzujące oznaczenia wyjść ewakuacyjnych. Mimo tej niedogodności (korzystanie z nut było wyraźnie utrudnione) a raczej energetycznej wpadki (zważywszy, że głównym sponsorem filharmonii jest Energa S.A. :) przez ponad dwie minuty ani pianista, ani orkiestra nie przestali grać. Zakończyli utwór tak jak należało. Wywołali tym samym taki huragan oklasków, że ściany drżały. Geniusas z Baumannem i częścią orkiestry śmiali, się jak dzieci :) Co udzieliło się też i części widowni. Ale co profesjonalizm, to profesjonalizm. Kiedy reflektory rozbłysły na nowo i nic nie zapowiadało kolejnej przerwy w dostawie energii :), mogłem wysłuchać moim zdaniem najpiękniejszej części koncertu, która mnie zawsze kojarzy się z muzyką filmową. Dlatego pozwolę sobie zaproponować jej wysłuchanie. A czytelnikom bloga pozostawiam jego ocenę.
II Koncert Fortepianowy c-moll op. 18 S.Rachmaninow - Adagio - Światosław Richter
Pełen wrażeń i emocji wracałem do Torunia. Tym razem po autostradzie mknąłem już nie 100 km/h, a 90 km/h. Pogoda była jeszcze gorsza niż w trakcie przyjazdu. Deszcz ze śniegiem szybko zamieniający się w lód na drodze. Masakra komunikacyjna. Trasa, którą pokonuję zwykle w niecałe 2 godziny, tym razem zajęła mi prawie 3. Ale warto było. Dobrze, że nie usłuchałem podszeptów podświadomości, aby odpuścić sobie ten koncert. Jak wróciłem do domu, to ze zmęczenia padłem. A w głowie jeszcze ten Rachmaninow :)
ps. Czy wam to czegoś nie przypomina :)?
Celine Dion - All by myself
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz