sobota, 11 grudnia 2010

Hiszpańskie kształty wiolonczeli

Bo to się zwykle tak zaczyna.
Właściwie, to chciałem kupić tylko czapkę. Ostatnią zagubiłem gdzieś w teatrze. Przez jakiś czas nie doskwierał mi brak nakrycia głowy. Ale kiedy temperatura wyraźnie spadła, to postanowiłem stanowczo zmienić ten zimny stan rzeczy. W tym celu udałem się do galerii handlowej. Wchodząc do budynku zahaczyłem o Empik z drugim postanowieniem, że nie kupię, żadnej płyty ani książki. Tylko popatrzę.


Najwyraźniej stać mnie tylko na jedno postanowienie, ponieważ (pod długiej walce wewnętrznej) z "Hiszpańskim smyczkiem" Andromedy Romano - Lax szybko oddaliłem się od kasy. Ani o autorce, ani o książce nic nie słyszałem. Musiałem zatem ulec zapowiedzi i fotografii umieszczonych na okładce. W The New York Times napisano o niej, że jest "Urzekająca i nieodparcie nastrojowa". I muszę przyznać, że nie były to słowa na wyrost.
Hiszpania końca XIX i pierwszej połowy XX wieku. W małym miasteczku Campo Seco rodzi się chłopiec, który w przyszłości zostanie niezwykle zdolnym i jeszcze bardziej sławnym wiolonczelistą. Tym razem nie proponuję, żadnej sensacji, chociaż książka posiada epizody z intrygą i zwrotami akcji. Niestety książka nie uniknęła dydaktyzmu. Jednak jest on podany w tak ograniczonej i dobrze skrojonej formie, że bardzo dobrze się trawi. 
Gdy dotarłem do ostatniej strony, dopadła mnie smutna refleksja, że wiolonczeliści są jedną z tych grup muzyków, która stoi w cieniu pianistów, czy skrzypków.
Bo odpowiedzmy sobie szczerze na pytanie, czy potrafimy wymienić nazwisko jakiegoś wiolonczelisty???? 
Przeciętny Polak, pewnie jest w stanie powołać się na znajomość nazwisk pianistów (bo o twórczość artystyczną już nie pytam) Rafała Blechacza czy Krystiana Zimermana (z racji zamieszkiwania w Toruniu będący ostatnio na topie i już nadmiernie eksploatowany Paweł Wakarecy). Gorzej będzie ze skrzypkami, ale przy odrobinie wysiłku może słyszał o Konstantym Andrzeju Kulce, a już na pewno o Venessie Mae dzięki jej popowym aranżacjom klasyki. 
Ohhhho. A gdzie w tym gronie wiolonczeliści.
Sam, w moim blogowym żywocie, wspomniałem chyba tylko o jednym. Jeżeli wymieniłem kilku, to z góry przepraszam, że o nich zapomniałem. Co nie oznacza, że ich nie znam. Ale siłę przebicia do świadomości społecznej mają mniejszą niż pozostali mistrzowie. Autorka (zdjęcie obok) książki wymienia Han Na Changa, Hamiltona Cheifetza, Lynna Harrella i chyba najbardziej znanego YoYo Ma. Ten ostatni jest mi drogi przede wszystkim z wydania antologii fonograficznej 30 letniej pracy dla Sony Music, na którą to antologię mnie nie jest stać :). Ale może kiedyś :)? W końcu mogę wygrać na loterii.
No i pozostaje jeszcze Pablo Casalas, który był się cielesnym pierwowzorem głównego bohatera Feliu Delargo.
Książkę, może przeczytać każdy. Nawet ten co nie zhańbił się wizytą w filharmonii i nie splamił zakupem płyty z jakimś klasycznym utworem. Wystarczy lubić czytać :) Pełna emocji wplecionych w dramatyczną historię Europy, a przede wszystkim Hiszpanii.

Z utworami na wiolonczelę jest jak z ich odtwórcami. Są lubiane chociaż mało znane. Ale zdarzają się przypadki bardziej popularne. Do takich należy Suita nr 1 G dur J.S.Bacha. Kto jej wysłuchał do końca??? 
Ponieważ preludium zna prawie każdy ja proponuję wysłuchać wszystkich części.

Suita nr 1 G-dur (BWV1007) w wykonaniu Roberta Cohena (oto kolejny wiolonczelista do znajomości czytelników)



















Poczuwszy w sobie jakąś misję edukacyjną postanowiłem nie kończyć wątku wiolonczelowego. Zatem do kolejnego odczytania :)

6 komentarzy:

  1. Faktycznie, tytuł zwraca uwagę na wiolonczelistów. Ja po lekturze tej książki zaczęłam słuchać utworów wykonywanych na wiolonczeli. "Hiszpański smyczek" bardzo mi się spodobał. To zupełnie coś innego niż wszystkie książki jakie dziś są oferowane miłośnikom literatury.

    OdpowiedzUsuń
  2. Asia. Przyznam się szczerze, że też trochę po macoszemu traktowałem wiolonczelistów i utwory skomponowane na ten instrument. A przecież jest kilku kompozytorów (od literki B poczynając: Bach, Beethoven, Brahms itd.) którzy odrobinę swojego artystycznego geniuszu umieścili w wiolonczeli.
    I muszę powiedzieć, że książka rzeczywiście inspiruje, aby sięgnąć po wykonania z wiolonczelą w roli głównej.
    Poza tym książka porusza wiele wątków moralnych, społecznych, miłosnych i przede wszystkim historycznych (od monarchii hiszpańskiej na europejskim faszyzmie kończąc), że książka w pewnym sensie staje się uniwersalna. Daje każdemu coś. Niektórzy mogą ten uniwersalizm traktować jako wadę, ale mnie się podoba. Czy autorka oferuje coś nowego miłośnikom literatury, tego nie wiem. Pozostawiam ocenę czytelnikom.

    OdpowiedzUsuń
  3. Idealnie to ująłeś. Też podoba mi się jej wielowątkowość. Niektórzy twierdzą, że jest zbyt moralizatorska, ale ja widzę tylko jej walory, mimo, ze może autorka trochę za bardzo wprost chce przekazać wzorcowe postawy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Te wzorcowe postawy, może rzeczywiście są trochę "agresywne". Ale mnie np. ujęła historia Kurta Weilla oraz jego szkolnej opery "Der Jasager". Nie wiem czy rozmowa kompozytora z dziećmi miała miejsce w rzeczywistości, ale życzyłbym sobie, aby dzieciaki miały tylko takich nauczycieli :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale może właśnie autorka chciała tak wyraziście pokazać postawy, które przecież warto naśladować

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem dlaczego ta książka porównywana jest do Cienia Wiatru Zafona, skoro jej styl jest tak różny. Muszę przyznać, że nie wciągnęła mnie tak jak Cień Wiatru, ale w sumie podobała mi się jako podróż przez różne epoki, ustroje polityczne i krajobrazy społeczne. Zdałam sobie sprawę jak mało wiem o domowej wojnie w Hiszpanii, o muzyce na wiolonczelę i o wiolonczelistach.
    Poza tym jest to też opowieść o bardzo dziwnej przyjaźni między dwoma muzykami, o platonicznej miłości, o uczuciu straty po utracie dziecka, o relacjach międzyludzkich i ich różnych odcieniach. A także o szczęściu i pechu, które tak pomaga (lub nie) przeżyć zawirowania wojen, zamieszek i zmian ustrojowych. Gdyby miała powstać następna cześć, to chętnie poznałabym życie Williama i drogę do spotkania z Feliu pod koniec jego życia. Może autorka pokusi się o wypełnienie tej luki.
    Polecam te ciekawą opowieść na długie zimowe wieczory.

    OdpowiedzUsuń