sobota, 26 czerwca 2010

Miłość... ale każdy kiedyś musi umrzeć

Przeczytałem książkę.
Nie jest to heroiczny wyczyn, ale w dzisiejszych czasach :).

Wrócę zatem do rzeczonej książki, którą jest "Muzyka i miłość" Waleriana Pawłowskiego. (imię autora w sam raz pasuje do tematu lektury)
W.Pawłowski zaproponował humorystyczny przegląd perypetii miłosnych kompozytorów muzyki klasycznej. W książce znajdują się nie tylko epizody z życia twórców sonat, koncertów, oper itp. ale również dygresje dotyczące reżyserów, dyrygentów, sportowców itd.
Jednak głównym wątkiem są problemy emocjonalne związane z kontaktami damsko męskimi.
W sumie ta monoseksualność bohaterów może trochę nużyć, a w wielu przypadkach preferencje seksualne kompozytora mogą być dyskusyjne.
W książce nie ma również miejsca na szczególne wyuzdanie. Ot... Grzeczna lektura, która można czytać dzieciom.
I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że styl autora ma jedną nieznośną dla mnie manierę. Nie mogłem się przyzwyczaić do niego do ostatniej strony. Ale o tym może na końcu posta.

Wprzódy kilka zdań na temat rozdziału poświęconego Franciszkowi Schubertowi. F.Szubert urodził się pod wyjątkowo pechową gwiazdą. Ten romantyczny kompozytor tworzył w cieniu takich ikon muzycznych jak Beethoven, Chopin, czy Rossini. Nic też dziwnego, że to co wyszło spod jego pióra nie przebiło się  w owym czasie do szerszego grona odbiorców. Pomimo, że jego przyjaciele dwoili się i troili, aby Schubert zyskał należną mu sławę. Do samego końca swoich dni był nierozpoznawalny.
Tylko dzięki szczególnemu zbiegowi okoliczności został nauczycielem księżniczek na dworze Johanna Karla Esterhazy von Galanta. Pozwoliło mu to związać koniec z końcem. Niestety przy okazji zakochał się w samej księżniczce Karolinie. Oczywiście miłość była nieszczęśliwa. Ale do tego Schubert powinien się przyzwyczaić. Jedna z jego uczennic Theresa Grob córka fabrykanta jedwabiu z woli rodziców wyszła za mąż za piekarza. A to dla niej skomponował utwór, który zna prawie każdy "Ave Maria". (Ten, kto go nie zna, niech mi tego nie mówi) I tyle wszyło z lokowania uczuć Schuberta w kobietach opisanych w książce. Nigdy się nie ożenił.
Uwaga do książki: Szkoda, że autor nie pokusił się o włączenie do opowieści o Schubercie  tego, że ten z pewnością nie grzeszący urodą kompozytor zmarł na syfilis. O ty, że w wielu przypadkach do hulaszczego trybu życia skłaniał go przyjaciel i jednocześnie zły duch Franz Schober. I to że nie jest jasne jaką rolę odegrał poeta Johann Mayrhofer. Coś mi się wydaje, że w ten sposób książka wrobiła ponad 100% normy przyzwoitości.
Schubert w liście do brata Ferdynanda opisał swoje życie  
"Śpiewałem pieśni długie, długie lata. Gdy chciałem wyśpiewać miłość, stawała się ona bólem, gdy chciałem wyśpiewać ból, zamieniał się on w mych pieśniach w miłość. I tak żyję między miłością i bólem..."
Proszę posłuchać coś, co pewnie wielu słyszało, a nie kojarzy. Serenada (D 957) w której autorem tekstu jest Ludwig Rellstab. Sam tekst wywołuje wzruszenie. Dla tych, którzy znają niemiecki tekst poniżej. Jeżeli ktoś znajdzie poetycki przekład na język polski, to proszę dać znać :)
 
Leise flehen meine Lieder
Durch die Nacht zu dir;
In den stillen Hain hernieder,
Liebchen, komm zu mir!

Flüsternd schlanke Wipfel rauschen
In des Mondes Licht;
Des Verräters feindlich Lauschen
Fürchte, Holde, nicht.

Hörst die Nachtigallen schlagen?
Ach! sie flehen dich,
Mit der Töne süßen Klagen
Flehen sie für mich.

Sie verstehn des Busens Sehnen,
Kennen Liebesschmerz,
Rühren mit den Silbertönen
Jedes weiche Herz.

Laß auch dir die Brust bewegen,
Liebchen, höre mich!
Bebend harr' ich dir entgegen!
Komm, beglücke mich!

Wykonanie będzie w kilku odsłonach.
Na początek klasycznie, jak Schubert przykazał.




Teraz coś bardziej alternatywnego w wykonaniu Gustavo Montesano i Royal Philharmonic Orchestra.



A na koniec..... Nie zwracajcie uwagi na tekst, gdyż  jest on odmienny od oryginału. Ale warto posłuchać.



F.Schubert zmarł w wieku 31 lat. Do ostatniej chwili praktycznie pracował. Później prawie na 40 lat świat o nim zapomniał.
A obecnie ... Trudno nie mieć w repertuarze Schuberta.

ps. Musze wyjaśnić tylko moje zastrzeżenia do książki. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie klenerzenie autora. Od tych wszystkich rączek, nutek, dzieciątek oraz na siłę wciskanej staropolszczyzny może człowieka zemdlić. Szkoda bo historie opowiedziane (może odrobinę chaotycznie) są ciekawe i bez naukowego zadęcia.  :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz