Żyjemy w czasach, gdy w kościołach zagościła muzyka w wykonaniu chórów przyparafialnych o wątpliwej jakości i organistów o słabym przygotowaniu instrumentalnym i wokalnym. Tylko głęboka wiara w to, że w katolickim narodzie tli się jeszcze wrażliwość muzyczna pozwala mi z nadzieją patrzyć w przyszłość. Aż się nie chce wierzyć, że kiedyś w murach kościołów były, o ile nie tworzone, to wykonywane najpiękniejsze kompozycje. Obecnie dokonuje się proces odcinania kuponów od dawnej świetności.
Ale do rzeczy, autorze, do rzeczy.
Nie tak dawno, bo wczoraj miałem okazję posłuchać barokowych utworów w wykonaniu zespołu Laboratorie de la Musique, na koncercie w toruńskim kościele pod wezwaniem św.św. Piotra i Pawła.
Już dawno tyle ładnych dźwięków te wnętrza nie gościły. Faktem jest, że mury stanowią niezłe wzywanie dla akustyków. Trudno było ukryć, a może bardziej dokładnie, nie dało się nie usłyszeć, iż muzyka tak „doskonale” odbijała się od ścian, że powstawał galimatias dźwięków. Ale pierwsze koty za płoty (nawet Figa i Klara). Osobiście cieszę się z tego, że tym razem odrobinę kultury muzycznej zawitało na Podgórz. Repertuar może nie był najłatwiejszy dla zgromadzonych słuchaczy. Mogę się pokusić o stwierdzenie, że w tym wypadku za ambitny, ale i tak zyskał uznanie parafialnych melomanów. Nie wiem jak ten młody zespół odbierano w innych kościołach, ale tutaj wypadło nieźle. Nawet mi nie przeszkadzało to, że brawa były serwowane po każdej części utworu. Ale z tego co przeczytałem na zespołowym blogu (tak, tak mają bloga), to oklaski nie zawsze świadczą o braku muzycznej ogłady. Mogę jedynie podziękować artystom, że są tak wyrozumiałymi wykonawcami. Chociaż może zmienią zdanie po tym jak w trakcie wykonywania fragmentu oratorium „Athalia” Józefa F.Haendla, brawa wdarły się do jego środka utworu (niestety pauza została źle zinterpretowana przez słuchaczy).
Czego mi brakowało, to może programu koncertu. Dziwne, bo chyba młodym zespołom powinno szczególnie zależeć na promocji. Co jak co ale działania, które są realizowane ze środków unijnych można obłożyć niezłą oprawą informacyjną. Słuchacze otrzymaliby chociaż odrobinę wiadomości, o tym co usłyszeli i kto dla nich grał, bo wątpię, że zapamiętali wszytkie skomplikowane nazwiska barokowych kompozytorów podawanych przez Panią Annę Merder.
Pierwszym pytaniem, które zadała mi moja rodzicielka, to w jakim języku śpiewali. Jaka była rozczarowana, że wśród włoskiego, niemieckiego, angielskiego nie znalazł się, żaden utwór po polsku. Drugie pytanie było z kategorii personalnych, kto był? Odpowiedź, że „Ja byłem” chyba nie za bardzo ją zadowoliła. Ehhhh matka – jest tylko jedna :)
Ale zespół spisał się na medal. Żadnego zadzierania nosa w stylu jesteśmy wielkimi artystami. Liczę, że kiedyś będzie mi dane posłuchać płyty z ich wykonaniami. A teraz proponuję wysłuchać jednego z utworów koncertowych z wokalną kreacją Lucyny Białas. Henry Purcell aria z opery Królowa Elfów - O let me weep.
I jeszcze jeden ładny utwór z koncertu. Nagraniem zespołu niestety nie dysponuję. Dlatego proponuję wysłuchać Claudia Monteverdiego „Si dolce e il tormento” – Tak słodkie jest cierpienie, w wykonaniu zespołu L'Arpeggiata oraz kontratenora Philppa Jarousskiego. (W trakcie sobotniego koncertu sopranistka Lucyna Białas).
I jeszcze jeden ładny utwór z koncertu. Nagraniem zespołu niestety nie dysponuję. Dlatego proponuję wysłuchać Claudia Monteverdiego „Si dolce e il tormento” – Tak słodkie jest cierpienie, w wykonaniu zespołu L'Arpeggiata oraz kontratenora Philppa Jarousskiego. (W trakcie sobotniego koncertu sopranistka Lucyna Białas).
Toruń nie samymi gotyckimi kościołami stoi i najwyższy czas, aby dostrzeżono i pozostałe świątynie przynajmniej w sferze muzycznej. Nie wiem tylko, czy te koty, które wyrzuciłem za płot kilka zadań wyżej nie będą też ostatnimi tak sponiewieranymi kotami w tym wypadku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz