Mogłem zignorować koncert. Powiedzieć, że nic nie straciłem, bo bilet był za darmochę, a ja nie wszędzie być muszę. Z drugiej strony, po weryfikacji kalendarza stwierdziłem, że i tak nic godnego uwagi nie robię. Dlaczego zatem nie narazić się na swego rodzaju muzyczny strzał.
I to był strzał w nogę. Zespół Modern Art Ensemble z Niemiec zaproponował, taki repertuar, że …
Na początku chciało mi się śmiać. Nie znałem kompozytorów, nie znałem wykonawców. Nic z tego co artyści grali do mnie nie docierało. Kompilacja „Warszawskiej Jesieni” z walcownią w Hucie im. Lenina. Gdy przyjąłem na klatę pierwsze 30 min. dźwięków, to zachciało mi się płakać, bo nadal nic do mnie nie docierało. Czy ja już jestem taki głupi??? (pytanie jest retoryczne i nie wymaga, a nawet nie jest wskazane jego komentowanie). Utwór Toru Takemitsu „W kierunku morza” napisany na zamówienie Greenpeace potrafią odczytać tylko humbaki i to na kilkukilometrowej głębokości oceanu :)
Przez pewien czas zastanawiałem się, dlaczego w trakcie (kulturalnie w przerwie) nie wyszedłem z koncertu. Prawdopodobnie, przytrzymała mnie Sonata C.Debussego, którą artyści w programie umieścili na końcu. I popłynęła muzyka, bliższa memu gustowi. Proszę doceńcie moja wytrwałość.
Na koniec biłem brawo. Moje brawa należy zinterpretować w następujący sposób:
a) za to, że jednak C.Debussy dał szansę wykazać się artystom a mnie odetchnąć;
b) za to, że Zespół ma ciekawą (filmową) historię;
c) za to, że nie rozpraszały wykonawców dźwięki dochodzące zza okna Pałacu Dąmbskich;
d) za to, że przynajmniej muzycy coś z tego, co grali pojmowali.
Nie minęło 15 minut, jak z własnej i nieprzymuszonej woli pojawiłem się w najsmutniejszym gotyckim kościele św.Jakuba w Toruniu. Nie wiem dlaczego akurat tam Arsis Handbell Ensemble z Estonii mieli swój występ. Z pewnością racja jest po stronie organizatorów, że najlepszym miejscem, do tego typu przedstawień muzycznych, jest kościół. Akustyka sądzę, że wprost wymarzona do dźwięku dzwonów, dzwonków i dzwoneczków. Ale św. Jakub???? Strasznie zimno i wiało grozą. Zgromadzeni licznie słuchacze, nawet jakby nie chcieli bić braw, to w ramach rozgrzania się machanie kończynami było wskazane.
Ale brawa nie były wymuszone, gdyż muzycy rzeczywiście się napracowali (powinni otrzymywać wysokokaloryczne posiłki). Poza tym, uraczono nas nie tylko muzyką, ale też całkiem niezłym śpiewem. Gorzej było z rosyjskim dyrektora zespołu Aivar Mae, który akurat ten język wybrał do porozumiewania się z publicznością. W sumie sam język może nie jest Polakom obcy (zwłaszcza mojemu pokoleniu), ale akcent skandynawsko-estoński czynił go prawie niezrozumiałym. A Pan miał jeszcze zacięcie dydaktyczne i pytał bogu ducha winnych słuchaczy o daty, kompozytorów, znajomości demografii Estonii i tłumaczenie słów, których nie dało się przetłumaczyć.
Pomimo wszelkich niedogodności, zabawa była bardzo dobra. Repertuar przystępny i przyjemny, wykonany tanecznie i w oryginalnej aranżacji ….. Było na tle dobre, że nie mogłem oprzeć się pokusie zakupiłem płytę „Terra Mariana” u takiej sympatycznej Pani na prawo :) od wody święconej. I teraz „dżingl bels, dzingl bels in maj kar”.
Proponuje posłuchać dwóch utworów z płyty*:
Giulio Caccini „Ave Maria” Arsis Handbell Ensemble z Heldur Harry Polda
Powyższy utwór został skomponowany przez Władymira Wawiłowa, przypisany G.Cacciniemu i tak już zostało. Mistyfikacja wyszła dopiero po latach.
Georg Bizet – „Festive Dance” Arsis Handbell Ensemble
* instrukcja słuchania utworów: najlepiej odtworzyć utwór z bumboxa w jakimś gotyckim kościele (nawet nie mówię o tym, że dobrze byłoby mieć taki kościół na własność). Jeżeli nie masz kościoła, to proponuje skorzystać z funkcji karaoke i włączyć echo (niewielkie). Jeżeli nie masz "echa", to podbij basy. Jeżeli nie możesz podbić basów, to jakiekolwiek wyeksponowanie niskich tonów powinno uczynić słuchanie bardziej satysfakcjonujacym. Jak się nie chodzi na koncerty, to trzeba kombinować :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz