czwartek, 31 marca 2011

Święto Wiosny na wiosnę

"Utorowawszy sobie drogę wśród tłumu na avenue Montaigne, samochód staje. Afisz naklejony na słupie zapowiada premierę Święta wiosny Strawińskiego. Drzwi teatru są szeroko otwarte, a wokół nich tłoczą się sprzedawcy kwiatów. Do teatru suną setki ludzi.
Coco wysiada z samochodu w huczący mrok. Powietrze wydaje się tu cieplejsze, jakby naładowane elektrycznością. Pociąga ją ta nabrzmiała atmosfera.
Wygładza suknię i przesuwa zalotnie rondo kapelusza. Coś w energii z jaką tłoczą się ludzie, mówi jej, że będzie to udany wieczór."
/”Coco i Igor” Ch.Greenhalgh/
Rzucam cytatem z książki, że to niby jestem taki oczytany, że tak dokładnie śledzę losy kompozytorów, że ściśle trzymam się tematu.
A było tak:
Przeczytawszy, że Audi (przyznam się, że najpierw zwróciłem uwagę na samochód, a później na spektakl) jest mecenasem sztuki „Święto wiosny” Igora Strawińskiego w reżyserii Izadory Weiss z początku zasmuciłem się bardzo. Nie uśmiechała mi się wyprawa do Warszawy (nie to żebym miał coś do Warszawy, ale tak bardzo nie lubię po niej i do niej jeździć, że nawet I.Strawiński nie jest w stanie mnie zmotywować). A tutaj wiosna za oknem, ptaszki śpiewają, krokusy i przebiśniegi obsypały przydomowe ogródki. Trzeba coś zrobić abym i ja włączył się w celebrowanie nadejścia Wiosny. Już chciałem przerobić babciną słomiankę na Marzannę i podpaloną spuścić w sedesie. Tylko zainstalowana czujka przeciwpożarowa powstrzymała mnie przed tym czynem - no i może jeszcze to, że Bałtycki Teatr Tańca zaraz po warszawskiej premierze wystawił przedstawienie na swojej scenie (zmienili repertuar). O jak fajnie myślę sobie. Nie wszystko stracone. Gdańsk.
Zakupiwszy bilet przez Internet w słoneczną, chociaż chłodną, niedzielę udałem się do Trójmiasta. Jakież było moje pozytywne zdziwienie, gdy po przekroczeniu progu Opery Bałtyckiej dowiedziałem się, że będą dwa przedstawienia. Najpierw „Sen” w choreografii Wojciecha Misiury, a następnie wspomniane przeze mnie „Święto wiosny”. Misiura był jak kubek przyklejony do słoiczka z kawą. Dodatkowy prezent za podjęcie decyzji. A ja już planowałem sobie, że po spektaklu (który powinien trwać ok. 40 min) odwiedzę Multikino i w ten sposób zakończę wizytę w mieście.  Ale skoro sprawy przyjęły taki obrót, kino szybko popadło w zapomnienie.
Po tym przedstawieniu, jak ktoś rzuci hasło MISIURA, to ja od razu odpowiem Japonia lub bardziej ogólnie Daleki Wschód. Tym razem tancerze przedstawili surrealistyczną wizję snu (z japońskimi dodatkami). Rozpocząłem wewnętrzny spór. Czy to ja śnię, czy śnią główni bohaterowie, czy śni twórca choreografii. Na szczęście przyszedł wódz indiański i wszystko wyrównał tzn. strzelił i obudził tancerzy wraz z publiką. Przerwa, w trakcie której oddałem się gruntownej analizie programu z naciskiem na wiedzę o estońskim kompozytorze Arvo Part, o którym słyszałem, ale nic z jego  twórczości nie kojarzyłem. W przedstawieniu wykorzystano IV Symfonię z dodatkami dźwiękowymi przygotowanymi przez Marcina Dąbrowskiego.
Wiosna. W reżyserii I.Weiss, to manifest feministyczny od czego nie odżegnuje się nawet sama choreografka. Drogie Panie. Jeżeli chcecie, pokazać swoim chłopakom, mężom i kochankom fragment (może i bardzo stereotypowy) damsko męskich relacji społecznych, to „Święto wiosny” jest doskonałym obrazem. Chociaż już samo zaciągnięcie ich na balet może stanowić dla was niezłe wyzwanie. W rzeczywistości, czyli w choreografii Wacława Niżyńskiego, czyli wtedy kiedy rozczarowany reakcją paryskiej publiczności Strawiński gwałtownie opuścił gmach opery, czyli w roku 1913, balet opowiadał historię obrzędu powitania wiosny przez chłopów z pogranicza Rusi i Litwy. Balet w takiej formie kończy się tragicznie. A balet w wykonania zespołu z Bałtyckiego teatru tańca kończy się … :) Proponuję zobaczyć. A może nie topić tej Marzanny, trochę to brutalne.
Nie bardzo przepadam za I.Strawinskim. Chociaż po lekturze, z której pochodzi cytat mam do kompozytora odrobinę więcej sympatii. A nowe otwarcie muzyczne dokonane przez I.Strawińskiego, o ile mnie nie przekonał, to z pewnością zaintrygował. Strawiński wymaga większego zastanowienia się niż sądziłem. A może zgodnie z zasadą inżyniera Mamonia muszę kilka razy wcześniej usłyszeć, aby go polubić :).
Może dlatego posłuchajmy Strawińskiego.
I.Strawiński "Święto wiosny" cz 2. Filharmonicy Berlińscy



I na koniec jedna uwaga. W programie przeczytałem „Wydarzeniu temu towarzyszy premiera nowego Audi A6 – ekskluzywnej limuzyny dla biznesu, w której lekkość konstrukcji idzie w parze z lekkością ruchu”. Hmmmm „Święto wiosny” zarówno autorów współczesnych, jak i tych wcześniejszych nie było lekkie. No mam nadzieję, że auto będzie się lekko prowadziło, czego chciałbym sobie życzyć. Mały szczegół „KASA”.

ps. Kiedyś ostrzegałem, że bedę zwracał uwagę, co bardziej niezdyscyplinowanym widzom. Ostrzegałem, ostrzegałem i miarka się przebrała. Babska tak gaworzyły i chichotały w trakcie całego przedstawienia, że nie wytrzymałem. Komentowały na bierząco męskie tyłki tancerzy, stroje, drobne pomyłki. Co to było. Forma wieczoru ponieńskiego. Zachowując daleko idące granice przyzwoitości, po krótkiej wymianie zdań (bo te trzy gwiazdy absolutnie były zaskoczone moją reakcją) rzuciłem, aby uprzedzały gdzie będą siędzieć, to ja kupię bilet z innym miejscem. Obym chociaż odrobinę zepsuł im wieczór.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz