piątek, 11 marca 2011

Dopadło czytadło

Postanowiłem, przeczytać jakieś czytadło. Miało to być coś nieskomplikowanego i najlepiej w temacie klasycznym (proszę nie posądzać mnie o ortodoksję czytelniczo muzyczną, że jak czytam, to już tylko klasyka i nic poza tym).

Patrzę sobie, a tutaj na półce w księgarni stoi i kusi gerberem „Duch Mozarta” Julii Cameron.  A co tam, niech chociaż raz zatopię się w romansie. Dodatkową zanętą była informacja o autorce: amerykańska poetka, scenarzystka, kompozytorka, i pisarka oraz współpracowniczka swego byłego męża, Martina Scorsese.

Myślę sobie - kto jak kto, ale osoba, która na romansach wielkich i małych Hollywoodu zjadła zęby, zaprezentuje nie tylko klasę, ale także pazur.

I już dłużej nie będę ukrywał, że zostałem przez lekturę sponiewierany. Im dłużej czytałem, tym bardziej się zastanwiałem, dlaczego ja to robię. 

UWAGA!!! CZYTASZ DALEJ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ! W TYM POŚCIE ZDRADZAM ZAKOŃCZENIE KSIĄŻKI.

Historia w skrócie wygląda tak:

Anna jest nauczycielką i medium jednocześnie. Edward pianistą, który przygotowuje się do konkursu. Mozart jest Mozartem tylko w stanie lotnym, jak tytuł książki wskazuje. Ona kontaktuje się z duchem, który ją drażni. Nie znosi także pianisty. Pianista jest miły, ale bardzo nieśmiały, bez większych doświadczeń damsko męskich. (w książce występują, także geje, szalone koleżanki, ekscentryczni artyści, akwaryści, irytująca rodzinka, społeczność Nowego Jorku oraz Ann Arbor). Schemat lektury jest bardzo prosty. Anna z Edwardem tworzą parę. Na jednej stronie ona go nie kocha, na drugiej go jednak kocha, później znowu go nie kocha (on w międzyczasie jest cały ogłupiał, bo nie wie czy ona go kocha). Ale coś w nim ją urzekło, dlatego jednak go kocha, ale mu tego nie powie. Mozart o profilu osobowym duszka Kacpra udziela rad na poziomie uczestnika Warsztatów Terapii Zajęciowych. I tak przez 300 stron. Gdy dochodzi do wielkiego rozstania ona cierpi. Jednak na ostatnich stronach ich drogi się banalnie krzyżują. Od tej pory mogą już żyć tylko długo i szczęśliwie.

Masakra intelektualna. Najgorsze jest to, że książka miała być, jak twierdzi Erica Jong* „Poruszająco zabawna”. Cóż. Ani nie była zabawna, ani nie poruszyła. Zabawne było to, że ja jednak doczytałem ją do końca licząc naiwnie na nagły zwrot akcji (chociaż malutkie przyspieszenie). Echhh gdyby chociaż Edward okazał się kobietą – no nic z tych rzeczy. Rozczarowałem się sobą, a nawet czuję do siebie wstręt.

Ale tym sposobem zrozumiałem. Romans nie jest dla mnie. Nawet z tysiącem kompozytorskich duchów unoszących się nad głównymi bohaterami.

W tym momencie nie będę oryginalny i zacytuję koleżankę Ewenement, która po części zainspirowała mnie do napisania powyższego i poniższego tekstu „Przyznaję, że w moim wypadku znacznie lepiej sprawdzają się czytadła kryminalne niż romansowe”.

Na szczęście mam jeszcze kilka innych książek zupełnie nieskażonych piórem Julii Cameron.

Dla wiernych czytelników proponuję chwilę wytchnienia przy najbardziej romansowym kawałku skomponowanym przez W.A.Mozarta. Koncert fortepianowy nr 21 (K.467) „Elwira Madigan” Andante.



I na tym zakończę :)

*Bóg jeden wie kim jest Erica Jong

6 komentarzy:

  1. "Erica Mann Jong (ur. 26 marca 1942 w Nowym Jorku) – amerykańska poetka, powieściopisarka, eseistka, przedstawicielka nurtu feministycznego w literaturze. Jej najbardziej znaną powieścią jest sprzedany w 12,5 mln egzemplarzy Strach przed lataniem (1973). W powieściach porusza tematy seksualnego tabu w zachowaniach pomiędzy kobietą a mężczyzną, nie stroni od śmiałych opisów erotycznych, jej twórczość cechuje ironiczne, ostre poczucie humoru. Dla swojego pokolenia ukuła termin "pokolenie odbijanej piłeczki", czego manifestem był wspomniany Strach przed lataniem." Wie Bóg, ja i twórcy Wiki. Dołącz do nas!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wie Bóg – to nie dziwota. Wiedzą twórcy Wikipedii –to też dobrze. Wiesz Ty - i to jest powód, aby stwierdzić, że to nikt ważny :)
    Doprawdy nie wiem jak pisarka o „ostrym poczuciu humoru” mogła tak pozytywnie wypowiedzieć się o tej książce.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli chcesz, w ramach odtrutki pożyczę Ci "Nikt nie widział, nikt nie słyszał". Skutecznie zaprząta uwagę, a wątki romansowe są, dzięki Bogu (tudzież - dzięki twórcom Wikipedii;-) ograniczone do minimum.

    P.S. Erica Jong pisze całkiem nieźle.

    P.S.2 Fajny tytuł:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przegiąłeś z wystrojem. Jakiś bemol przysiadł na moim komentarzu, wypraszam sobie o krzyżyk! I przy tej czcionce ciężko czytać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ewenement. Z chęcią skorzystam z propozycji. A gdybś znalazła w swojej biblioteczce lekturę przy której mógłbym się wzruszyć, byłoby mi tym bardziej miło. Dawno nie płakałem czytając (płacz nad głupotą innych się nie liczy:).

    Arek. Zlikwidowałem "bemola". Poza tym czcionka jest standardowa. Skoro inni się nie skarżą, to oznacza, że masz źle ustawione "ustawienia ekranu" :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ok, ok, ja się nie uskarżam, dzięki za zlikwidowanie bemola. Teraz, kiedy już wiem, że ulegasz presji moje żądania staną się poważniejsze. Po pierwsze: zmień kolorystykę - lubię błękity. Po drugie: żądam eksterytorialnego korytarza, którym będę mógł samodzielnie poruszać się po gmachu naszej instytucji. Po trzecie: zamieszczaj więcej notek autobiograficznych. Na ten moment to wszystko, ale - nie miej złudzeń - odezwiemy się za kilka dni, nie dzwoń na policję, bo... Bo... Bo i tak nie odbiorą!

    OdpowiedzUsuń