środa, 23 lutego 2011

Cesarski koncert dla króla Jerzego

Ponieważ "Jak zostać królem" czyli "King's speech" (nie wiem dlaczego angielskie wersje tytułów bardziej do mnie przemawiają niż polskie) kosi nagrody na wszelkiego rodzaju festiwalach filmowych, a kolejne akademie przyznają mu wyróżnienia, to i ja postanowiłem dorzucić swoje trzy grosze.

Film widziałem już jakiś czas temu i pewnie zapomniałbym o nim, ponieważ film nie zrobił na mnie większego wrażenia. Historia człowieka, który się jąka. Jedyny pech jaki dopadł naszego bohatera, to objęcie tronu po abdykacji swojego brata. Gdyby nie to przykre dla Brytyjczyków zdarzenie, to i filmu by nie było, gdyż jąkać się każdy może.

Nie może się jąkać tylko król, bo nie wypada prowadzić jąkale wojny. Cały czas myślałem, że to Winston Churchill odegrał najważniejszą rolę w trakcie II Wojny Światowej. A tutaj proszę najważniejszy był główny lokator Buckingham Palace.

I tak jest z całym filmem.

Fakt Colin Firth zgrabnie kaleczy krtań przy każdym zdaniu, ale czy to jest powód, aby od razu nagradzać go specjalnymi wyróżnieniami za swoją rolę. Brytyjczycy kochają monarchię i wszystkich "króli" nawet tych z dysfunkcjami. I pewnie dlatego ceremonia wręczenia nagród Brytyjskiej Akademii Sztuk Filmowych i Telewizyjnych (BAFTA) została zdominowana przez Jerzego VI i jego żonę Elżbietę. Osobiście historię Edwarda VIII uważam za ciekawszą, ale on miał słabość do Hitlera więc go nienawidzimy i już.

Siłą rozpędu nagrodzona została również muzyka do filmu, którą napisał Alexandre Desplat. Gość skomponował muzykę już do tylu filmów, że pewnie sam ich nie pamięta. A ja jestem przekonany, że każda z nich była lepsza niż ta do filmu Toma Hoopera. Chyba że stworzona zostanie nowa kategoria nagrody NAJLEPSZA MUZYKA ADAPTOWANA. Zauważyłem, że jak rozmawiam o tym filmie (nie ukrywając ograniczonego zachwytu), to rozmówcy raczej mają na myśli muzykę Mozarta (Czarodziejski Flet) i Beethovena (VII Symfonia i V Koncert Fortepianowy) niż utwory Desplata. W takim wypadku raczej chwała powinna spłynąć na Klasyków Wiedeńskich, niż współczesnego twórcę. O tendencyjności wykorzystania Koncertu Fortepianowego nr 5 zwanego „Cesarskim” nie wspomnę, bo jakiż inny koncert byłby godniejszy króla jak nie ten. Chociaż akurat ten koncert został skomponowany po zdobyciu Wiednia przez cesarza Napoleona, a ten nie był ulubieńcem Anglii (od kiedy Napoleon koronował się na cesarza, nie był też ulubieńcem Beethovena i w sumie nie interesowało go kto w tym czasie rządzi Wiedniem). Jakby nie było krycie się po piwnicach w trakcie oblężenia Wiednia na dobre wyszło koncertowi a w konsekwencji i filmowi „King’s speech”.

Film można zobaczyć. Jak na tyle nagrodzonych i nominowanych zachwytów, to mnie nie zachwycił i nie wzruszył. Nie uroniłem najmniejszej łezki, ale to żaden dowód na słabość filmu. Według niektórych, to dowód mojej gruboskórności.

Co do muzyki L. van Beethovena, to co tutaj dużo gadać. Lepiej posłuchać i tutaj mogę wzruszać się dowoli.


Proponuję posłuchać tego samego fragmentu (okrojonego, bo i po co więcej) utworu wykorzystanego w filmie. I wybrać sobie, która wersja jest lepsza.

2 komentarze:

  1. > Fakt Colin Firth zgrabnie kaleczy krtań przy każdym zdaniu, ale czy to jest powód, aby od razu nagradzać go specjalnymi wyróżnieniami za swoją rolę.

    Eee, wiesz, do nagród filmowych to generalnie warto mieć dystans:-) Oglądałeś np. "Essential Killing"?;-) Sam Firth w ktorymś wywiadzie śmiał się, że film, który opowiada o rodzinie królewskiej, a JEDNOCZEŚNIE przedstawia problem jąkania, to murowany kandydat do Oscara - bo podejmuje dwa motywy uwielbiane przez Akademię:-)

    P.S. Kategoria "Najlepsza muzyka adaptowana" - świetny pomysł:-))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ewenement. Ja się z tobą zgadzam. I z Colinem też się zgadzam. Bo ja generalnie jestem bardzo koncyliacyjny facet ;)
    I zauważam, że nominacje, nagrody, wyróżnienia znamienitych gremiów często wchodzą w konflikt z moim gustem. Co nie oznacza, że o moim guście nie można dyskutować.
    Muzyka A.Desplata do np. "Dziewczyny z perłą" była lepsza i nie miała aż tylu zapożyczeń.
    Czasami odnoszę wrażenie, że wszelkiego rodzaju jury, to towarzystwo wzajemnej adoracji, które przyznaje nagrody tym, których lubi a nie tym, którym się należy :)
    Ale to moja subiektywna nie poparta żadnymi dowodami ocena :)

    OdpowiedzUsuń