Tak w wielkim skrócie mógłbym opisać niedzielne spotkanie z operą "Stiffelio" Giuseppe Verdiego. Tym razem miałem okazję posłuchać utworu w Teatrze Wielkim w Poznaniu.
W tym roku teatr obchodzi 100-lecie swojego istnienia. I tak przy okazji sobie pomyślałem, że kiedyś ludzie, to musieli mieć bardzo krótkie nogi. No nijak nie idzie na widowni wyprostować swoich "protez". Przemieszczenie się w rzędach, to nie lada wyzwanie akrobatyczne. Ale prawdziwi fani, opery, baletu czy spektakli teatralnych nie takie przeszkody są w stanie pokonać. Pamiętam jak pierwszy raz zobaczyłem i wysłuchałem "Halki" Stanisława Moniuszki. Już wtedy mi się wydawało, że teatr jest trochę przyciasny dla widza. I pewnie, to skojarzenie zostanie ze mną już do końca. Jedno co mogę dodać, to to, że w przyszłym roku widownia ma przejść gruntowną przebudowę i zapewne stare kości gości teatralnych uzyskają należną im przestrzeń.
W tym roku teatr obchodzi 100-lecie swojego istnienia. I tak przy okazji sobie pomyślałem, że kiedyś ludzie, to musieli mieć bardzo krótkie nogi. No nijak nie idzie na widowni wyprostować swoich "protez". Przemieszczenie się w rzędach, to nie lada wyzwanie akrobatyczne. Ale prawdziwi fani, opery, baletu czy spektakli teatralnych nie takie przeszkody są w stanie pokonać. Pamiętam jak pierwszy raz zobaczyłem i wysłuchałem "Halki" Stanisława Moniuszki. Już wtedy mi się wydawało, że teatr jest trochę przyciasny dla widza. I pewnie, to skojarzenie zostanie ze mną już do końca. Jedno co mogę dodać, to to, że w przyszłym roku widownia ma przejść gruntowną przebudowę i zapewne stare kości gości teatralnych uzyskają należną im przestrzeń.
Ale wróćmy do tematu. W ramach X Poznańskich Dni Verdiego opera poznańska wystawiła/wystawia kilka tytułów tego znanego kompozytora. Można zobaczyć m.in. "Makbeta", "Falstafa", "Trubadura" czy słynnego "Rigoletta". Ja miałem okazję zapoznać się ze "Stiffelio". Ponieważ fabuła opery jest porąbana jak nieszczęście, to odsyłam wszystkich do opracowań i skrótów. Każdy niech sam spróbuje ją zrozumieć. Ale to nie przeszkodziło autorowi przygotować dobra miłą dla ucha kompozycję. Po prostu opery się dobrze słucha. Treść jest jakby na dalszym planie. Z informacji, które przeczytałem w programie
(teraz długa dygresja dotycząca programu- jeżeli wielkie i małe sceny teatralno operowe nie wiedzą jak przygotować program, to odsyłam do Poznania. W książce, która nie należy do najdroższych - 12 zł - można przeczytać streszczenie utworu, historię utworu, kompozytora i librecisty oraz co dla mnie szczególnie cenne samo libretto z tłumaczeniem na język polski. Wszystko ujęte w kontekście epoki, w której dzieło powstawało. Chciałbym zwrócić na to szczególną uwagę, gdyż generalnie teatry oszczędzają na czymś tak banalnym jak papier. "Stiffelio" nie należy do najpopularniejszych kompozycji, dlatego tym cenniejsze jest dobre przedstawienie samego utworu)
sam G.Verdi podszedł do opery bardzo lekko, gdyż większość swojego artystycznego geniuszu w tym czasie zagospodarował dla "Rigoletta". Nawet jej później nie poprawił, co nie pomniejszyło jakoś specjalnie wartości samego utworu. Doprawdy, nawet dla tych, co to nie za bardzo są z opera za pan bart, może ona przypaść do gustu.
I mnie też ona przypadła. A zwłaszcza pewne sympatyczne zdarzenie na scenie. Na początku III aktu kiedy Stankar (ojciec Liny, która zhańbiła dobre imię rodziny) marzy o zemście i pojedynku śpiewak Vittorio Vitelli przerwał arię. I to tak przerwał, przerwał. Publika lekko zdezorientowana - o co chodzi. A on zwracając się w swoim ojczystym języku do dyrygenta też Włocha Eraldo Salmieri przerosił i poprosił o powtórzenie aktualnie śpiewanego fragmentu. Do publiczności zwrócił się po angielsku. Mniej więcej "Przepraszam, to jest mój debiut na tej scenie w tej roli, a praca musi być dobrze wykonana". No nie powiem jaką zyskał sympatię, gdyż tak między nami, takim zabiegiem ukradł spektakl tytułowemu Stiffelio (Karol Bochański). Publika biła brawo. Chociaż do końca nie jestem przekonany, czy się połapała, że artysta się pomylił. Może ten fragment nie był wyśpiewany tylko wymruczany, ale aby od razu kajać się przed publicznością - w Polsce jest to niespotykane. Generalnie Polacy brną dalej. Tylko ci, którzy dobrze znają utwór są w stanie wychwycić oszybkę :). Chyba, że ktoś fałszuje lub rozjeżdża się z orkiestrą, no to wtedy słychać, że coś jest nie halo :)
Udało mi się znaleźć duet Stankara i Liny z 2007 roku zarejestrowany w Teatrze Wielkim w Poznaniu. W postać Stankara wcielił się Adam Szerszeń, a Line grała Monika Mych. Zapis jest ze wszystkim niedogodnościami, czyli np. skrzypiącą podłogą. Jednak na "żywca" jęków klepek nie słychać. Tylko "jęki" ze sceny :). Ponieważ, nie widać pierwszej linijki napisów nad sceną powiem, że chodzi o to, iż ojciec nakrywa córkę, jak pisze list do swojego kochanka. Jest oburzony jej postępowaniem. Ona tłumaczy się, że "wbrew jej woli została w bagno grzechu wciągnięta".
Giuseppe Verdi "Stiffelio" - orkiestra TW Poznań pod batutą Eraldo Salmieri - Akt I scena VII
Jakby nie było wieczór mogę zaliczyć do przyzwoitych pomimo:
a) klasycznego problemu z ekspresami do kawy - powtórka z Łodzi
b) rekwizyt na scenie (książka z zamkiem), który w swoim założeniu miał być zamknięty permanentnie się otwierał - komiczne, a sprawa była poważna.
c) wąskie i długie rzędy krzeseł oraz okopujący je ludzie uniemożliwiły mi wyjście na drugą przerwę
Ale to już tak na moim marudzącym marginesie.
Komentarz piszę przed przeczytaniem notki, bo wiem, że po jej przeczytaniu będę tak rozczarowany, że będę tak załamany i zdruzgotany, że iż nie dam rady się wypowiedzieć, pozbierać, stanąć na własnych nogach, więc zawczasu robię to teraz. Zatem Autor jak zawsze z pewnością marudzi i narzeka, próbuje w sposób - we własnym mniemaniu błyskotliwy - opowiedzieć o czymś o czym nie ma zielonego pojęcia, o czymś na czym się nie zna i na czym - z przyczyn zdrowotnych i organicznych - nigdy się nie pozna. Tak to z pewnością jest, ale - tu uwaga! - mimo wszystko popieram Autora w jego dziele, wysiłku, tfurczości! Popieram go, bo - mając porównanie z innymi Autorami ;-) (konkretnie jednym Autorem) - doceniam wysiłek wkładany w pisanie nieudanych notek. To serio trzeba mieć w sobie dużo siły wewnętrznej, żeby tak gryzmolić i masochistycznie poddawać się pod osąd publiczny. Zatem Autorze: wyrazy uznania. No... Jeden wyraz: "uznania". Życzę wytrwałości.
OdpowiedzUsuńAnonimowy. Nie czytam Twojego komentarza, bo i tak wiem, że dążysz do konfrontacji. Jesteś zdegenerowanym rewolucjonistą, a nawet wywrotowcem. Dalego, abyś mi nie wywrócił bloga, którego nie czytasz ja w odwecie nie zatopię się w lekturze słów twych.
OdpowiedzUsuńZbojkotuję Ciebie od stóp do głowy. Będę sekować Twoje imię i nazwisko, poniewierać Twoją pamięcią. Koniec z polityką miłości! Koniec z nadstawianiem drugiego policzka! To ja będę pierwszy, który rzuci kamieniem. Ponieważ - powiem Tobie - nie masz racji. Żyjesz w błędzie i ciemnogrodzie. Jesteś dzieckiem zrodzonym z moralnego upadku i oświecenia nie doświadczysz. Jesteś tym kim jesteś i takowy umrzesz. Jak jedno ze zwierząt co gwiazd nie widzi, Ty nie widzisz ani igły, ani belki w oku. To jesteś cały nieopisany, bezkształtny niczym plama mazutu na błękitnej wstędze rzeki. Ty. TY!!!
Tak, na całych jeziorach plama mazutu: JA! Dlaczego jednak w reakcji na mój komentarz odnosisz się do Dalego? "Dalego, abyś mi nie wywrócił bloga [...]".
OdpowiedzUsuńCo do obietnicy "poniewierania Twoją (znaczy moją) pamięcią", to ja się bardzo cieszę. Ach... Pamięć sponiewierana, to jest coś. Trochę zabolało mnie kategoryczne stwierdzenie: "oświecenia nie doświadczysz". To może chociaż renesansu bym mógł doświadczyć, co? Proszę... O barok nie śmiem prosić, baroku, to ja sam wiem, że nie doświadczę, ale renesans? Taki jakiś maleńki renesensik, plis... Komu taki mały mój renesansik może zaszkodzić? Zgódź się. Zgódź się na zgodę, bądź wielkoduszny. Gwiazd nie zobaczę - trudno; wideł i belek nie dostrzegę - żal, ale jakoś dam sobie radę bez narzędzi gospodarstwa domowego; pozostanę nieopisany - niech się tym trapią poeci goniący za mgłą tajemnicy, ale renesansik, maciupaci renesansik niechaj stanie się mym doświadczeniem. Renesansik wybrakowany, taki renesansik bez ręki i ślepy na jedno renesansikowe oczko, renesansik chromy, jako i ja chromy jestem, renesansik na moją miarę: kaprawy, szemrany, koślawy. Śni mi się taki renesansik, marzę o nim i łaknąc go, Ciebie proszę Autorze: pozwól na chwilkę, na momencik choć renesansiku doznać! Hm... Renesansik mój widzę ogromny.
Podpisano:
Jako Jedno Ze Zwierząt Co Gwiazd Nie Widzi - Anonim (ładny pseudonim, a skrótowo to by było JJZZCGNW... Fajne! Lepiej niż ten Dżidżej ze Starego testamentu! Nazwę mam, teraz muszę tylko znaleźć orkiestrę symfoniczną, która zagra moje kawałki (komponowane na dwie skrzypiące płyty i jedne skrzypiące dźwi) i mogę liczyć na krytyczne zainteresowanie Autora moim wytworem.
Pozdrawiam.
Ja, Anonimowo, chciałbym niniejszym pozdrowić wszystkich nowych czytelników bloga, którzy - mam nadzieję - dadzą sobie radę z ogromem dzieła. W imieniu Autora, zapraszam, w razie pytań, proszę się nie krępować, jeśli nie Autor, to ja chętnie odpowiem. Znaczy spróbuję, bo wiadomo... Ja to tylko Jako Jedno Ze Zwierząt Co Gwiazd Nie Widzi.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam... Miało być "Dzieła", a nie "dzieła"... A więc: ogromem Dzieła. (A przy okazji, wiadomo, mały, nielegalny lansik-renesansik JJZZCGNW).
OdpowiedzUsuń