Było tak.
Pamiętacie jak w październiku narzekałem, że nie posiadam zaproszeń na Koncert Galowy z okazji 90-lecia Szkół Muzycznych w Toruniu.
Narzekałem i wykrakałem.
Zgłosiłem się do kasy Dworu Artusa, aby zgodnie z ogłoszeniem na plakatach (dużych jak słoń) tam kupić bilety na wymieniony koncert. Wyposażony w odpowiedni zasób gotówki stanąłem przed okienkiem. Stoję i przysłuchuję jak pani za szybą tłumaczy przez telefon, że nie sprzedaje biletów na koncert, ponieważ przed chwilą się dowiedziała, ze nie ma ich sprzedawać. Gdy odłożyła słuchawkę spojrzała na moją lekko zdziwioną minę. No to ja wykorzystując jej uwagę tłumaczę, że podsłuchałem rozmowę, że także jestem zainteresowany zakupem biletów i że co teraz. Na co ona, że biletów już nie sprzeda, bo od tej pory, to nie są bilety ale wejściówki, i nie dostanę ich tutaj ale w ZSM. Myślę sobie. I jest dobrze, i jest źle. Dobrze, ponieważ gotówka pozostanie w kieszeni, a źle, gdyż muszę jechać na koniec miasta, aby te wejściówki zdobyć.
Czegóż nie robi się dla muzyki. Poza tym, obiecałem gościom z południa Polski, że załatwię te bilety (teraz już wejściówki). Mam czas, to jadę. Przedostawszy się przez portiernię w ZSM dotarłem do sekretariatu. Nieśmiało zapytałem panią za „ladą”, czy otrzymam wejściówki na Koncert Galowy. Pani tak na mnie spojrzała z niedowierzaniem w oczach (chyba nie wyglądam na melomana) i dosyć szorstko dopytała „Ile Pan chce?” a ja na to, że trzy. Pani poszperała, poszperała i wyjęła kopertę, a z kopert żółtobrązowe kartoniki. Podziękowałem, zakręciłem się na obcasie i tyle mnie widziała. Prowadzę auto i myślę SUKCES. Staśkiewicz, Wakarecy i Fiugajski – mam wejściówki i nie zawaham się ich użyć.
W wieczór koncertu, zaparkowanie przed Aulą UMK było sporym wyzwaniem. Ludzie tłumnie nawiedzili, to miejsce. Jednak kolega z Katowic nie w takich opresjach bywał. Jak tylko dostrzegł odrobinę miejsca, to niczym jaguar dopadł „zwierzynę” i wyłączył silnik. Od trzaśnięcia drzwiami było już tylko gorzej.
Gdy chcieliśmy osiąść na miejscach najpierw skierowano nas w dół. Następnie okazało się, że ci z wejściówkami to nie w dół tylko w górę (doły zajmowały VIP-y i ci z biletami, których już ja nie dostałem). Ponownie w górę, tam poinformowano nas, że te miejsca są dla absolwentów ZSM. Powoli zaczęło robić się głupio. W końcu na wysokości dźwiękowca osadziliśmy swoje kości.
10-15 minut obsuwy w rozpoczęciu uroczystości, to jeszcze żadna tragedia. Ale gdy rozpoczęły swój „koncert” tzw. gadające głowy, to trwał on ponad godzinę. Nawet Pani Dyrektor przesadziła. Przy takich okazjach zwięzłość powinna być cnotą. Jak ktoś chciałby znać historię szkoły ze szczegółami, to zakupiłby okolicznościową książkę. Następnie chwila „wzruszeń” na słowa Prezydenta miasta, jak to naszły go myśli o przeniesieniu szkoły z poprzedniego totalnie niefunkcjonalnego budynku. Myśli dojrzewały, aż w końcu chwyciły za serce i tym sposobem ZSM mogła zająć nową siedzibę, a po kolejnych 4 latach szkoła otrzymała super wypasioną salę koncertową. O licytacji z Marszałkiem województwa, kto, ile i jakie dzieci posiada w szkole, albo jeszcze ich nie posiada wspominać nie będę. To po prostu było bardzo pozamerytoryczne (nie mam pomysłu na inny eufemizm). Przyznam, że po tych wszystkich przemówieniach mi i mieszkańcom Torunia zrobiło się nieswojo, ponieważ wszyło na to, że zarządcy miasta i województwa z własnej kieszeni wyłożyli na budowę nowych obiektów szkolnych. A to chyba nie jest TAK.
Na szczęście nawet najgorsze koncerty mają swój koniec i mogliśmy przejść do meritum.
Ja ostrzegłem swoich gości, że Aula UMK nie jest najlepszą sala koncertową w mieście oraz poinformowałem, że zdajemy sobie sprawę z niedostatków akustycznych sali ponieważ głusi jeszcze tak kompletnie nie jesteśmy.
Soliści zrobili co mogli (no może Wakarecy zrobił trochę mniej). I jak na solistów przystało elegancko zagłuszali Toruńską Orkiestrę Symfoniczną. Anna Maria Staśkiewicz przeszła (dosłownie) jak burza z Koncertem Skrzypcowym d-moll Sibeliusa. (gdzie był akustyk??????????) Pawła Wakarecego nareszcie miałem okazję poznać w innym repertuarze niż chopinowski. Mam płytę z III Koncertem Fortepianowym c-moll Beethovena. Hmmmmmmm wolę utwór na płycie (a z reguły jest odwrotnie). Mniemam, że nasz laureat cały czas ćwiczy, aby poprawić wykonanie. Nad solistami i orkiestrą czuwał, chociaż niekoniecznie panował :) Przemysław Fiugajski.
Aby być do końca uczciwym, to Koncert był względnie sympatyczny (poza nadmiarem nudnej prozy). Chciałbym usłyszeć go w tym samym wykonaniu w spokojniejszej atmosferze.
Naskarżyłem się na dużą dawkę nadmuchanych słów, a teraz sam to czynię.
Lepiej posłuchać Koncertu Skrzypcowego d-moll op 47 J.Sibeliusa. Zapraszam.
Hmmmm jeszcze jedno: Czy ktoś wie i czy ktoś mi powie, jaki utwór nasi laureaci wykonali na bis????