sobota, 30 kwietnia 2011

Muzyczne źródła Primavery

        Oklaski i kwiaty dla Pani dr Elżbieta Szczurko były miłym zakończeniem wykładu, o tym jak ewoluował obraz wiosny na przestrzeni lat, a nawet wieków.

Muszę przyznać, że teraz inaczej spojrzę na ta zieloną porę roku przynajmniej w kontekście muzycznym. Inaczej będzie słonko świeciło, inaczej rosły kwiatki, inaczej śpiewały ptaszki.

A propos ptaszków, to kiedyś już wspominałem o O.Massienie, który uzbrojony tylko we własne ucho przekładał ptasie trele na zapis nutowy. To co wydaj się być pomysłem uduchowionego artysty jest całkiem poważną nauką zwaną ornitomuzykologią (uskrzydlony dział zoomuzykologii). Kiedy badacze ptasich odgłosów przyjrzeli się (a raczej przysłyszeli się) w 1957 roku poszczególnym gatunkom ptaków, to doszli do wniosku, że bezapelacyjnym muzycznym geniuszem jest drozd pustelnik (zamieszam obok zdjęcie ptaszka, bo talenty trzeba promować). Poza tym, aby delektować się ptasią muzyką, docenić jej naturalny kunszt i powab, należy…. przynajmniej czterokrotnie ją spowolnić. Wniosek z tego jest taki, że należy słuchać przyrody ale wolniej.

Gdybym opierał się tylko na współczesnej muzycznej analizie wiosny, to śmiało mogę wypowiedzieć, że ja Tej „wiosny” ni w za nie kumam. Już samo „Święto Wiosny” I.Strawińskiego wzbudzało tyle emocji podczas swojej premiery, potrafi wprowadzić słuchacza w muzyczne osłupienie. Osobiście gdybym był bardziej wrażliwy, to wstałbym i wyszedł z opery, ale że u mnie wrażliwość na pstrym koniu jeździ, to wysiedziałem na Strawińskim do końca. Ale Strawiński wielkim muzycznym rewolucjonistą był. Dla obecnych na premierze „Święta Wiosny” impresjonistów C.Debussego oraz M.Ravela Strawiński był nie tylko prekursorem nowego nurtu w sztuce muzycznej, ale generalnie w sztuce. Sami wymienieni nie stronili od wiosennych tematów. Cloud Debussy poczynił swego czasu „Korowody Wiosenne”, a Maurycy Ravel opracował orkiestrowa wersję kompozycji M.Musorgskiego „Obrazki z wystawy”. Szczególnie miłym dla ucha, zabawnym w formie i treści jest „Taniec Kurcząt”. Mniej więcej w tym samym czasie Giaccomo Puccini komponuje operę o zwiastunie wiosny i przekleństwie klatek schodowych „La Rondine” czyli Jaskółka.

To dla wszystkich i dla mnie również Modest Musorgski "Obrazki z Wystawy - "Taniec kurcząt"



Romantyzm pełen wiosny. Taki Fryderyk Chopin dla przykładu i jego melancholijno monotonna pieśń „Wiosna” (z fiołkami w tle – bo Chopin uwielbiał te kwiaty), czy rówieśnik Chopina Robert Schumann i jego Symfonia Wiosenna, to muzyczni piewcy wiosny. R.Schumann poprosił przed premierą wymienionej symfonii dyrygenta, aby pierwsze takty zabrzmiały, jak przebudzenie przyrody. Innymi słowy, jak to u romantyków bywa wszystko kręciło się wokół miłości i wiosny. Generalnie romantyzm wykorzystał w promowaniu wiosny tonacje molowe w przeciwieństwie do klasycyzmu, gdzie panoszyła się tonacja F-dur, a w baroku wiosną władały tonacje E-dur i G-dur. I tak można by snuć wątek o tonacjach, gdyby nie to, że ja nie mam pojęcia o co chodzi (sam ledwo je rozpoznaję).

Ale chyba wspomniałem o klasycyzmie we wiosennych kompozycjach. Nie obędzie się tutaj bez przypomnienia, że tak L.Beethoven skomponował „Sonatę wiosenną”, W.A.Mozart „Pieśń o wiośnie” a J.Haydn Kwartet smyczkowy „Skowronek”. Nie da się jednak ukryć, że największe zasługi dla wiosny ma barok i nieśmiertelne koncerty skrzypcowe „Cztery pory roku” Antonio Vivaldiego. Zostały skomponowane do sonetów (trochę anonimowych ale wielu uważa, że ich autorem jest Vivaldi). Z tych „Zawodów porządku z fantazją” powstał chyba najbardziej rozpoznawalny cykl koncertów.

Wiosna

Wiosna już nadeszła i ptaki wesoło
Radosną swą pieśnią wieszczą jej przybycie;
Zefir łagodnym tchnieniem fale toczy wkoło
Potoków, co rwą bystro, skąpane w błękicie.

Błyskawice i grzmoty, które w krąg słyszycie,
Wysłano, by ogłosić nowej wiosny tchnienie;
Ptaszęta przerywają zimowe milczenie,
Znowu śpiewem swym dzwoniąc na podniebnym szczycie.

I wnet się rozchodzi nad pola i drzewa
Szmer kwiatów, traw i liści w noworodnej pysze,
Kózka drzemiąc na słońcu gnuśnie się wygrzewa;

Wiejska kobza ją do snu łagodnie kołysze.
Pasterz nimfę porywa, a w tańcu im śpiewa
Wiosna, zaglądając w lśniących oczu ciszę.

Przekł. Krzysztof Lipka


Czyż nie urocze :) Gdy dodać do tego muzykę, gdzie zamiast partii skrzypiec wykorzystano flet no to mamy wiosnę pełną gębą. Niestety tego nagrania nie posiadam, ale fragment mogliśmy wysłuchać w trakcie wykładu. Superrr. Teraz czekam na koncert może z recytacją sonetów w wykonaniu Michała Żebrowskiego, bo śpiewać, to on nie potrafi.

Renesans swoimi madrygałami przetarł szlaki barokowi m.in słowami kompozytora Thomas Morley „Teraz jest miesiąc maj, kiedy weseli młodzieńcy bawią się ze swoimi dziewczętami na zielonej trawie”. Do tego było jeszcze sporo fa la la la. Dokąd ta młodzież zmierzała, czyli falalała ??? Od średniowiecznego symbolizmu trubadurów przeszło się do renesansowej dosłowności. Być może nawet Ryszard Lwie Serce w wolnych chwilach wyśpiewywał pieśni prowansalskiego trubadura Raimbaut de Vaqueiras „Kalenda Maya”.


A wszystko zgodne ze średniowiecznym poglądem, że muzyka nie powstaje na skutek ludzkiego działania, lecz z boskiego stworzenia.

Wykład rozpoczął się małą wtopą organizatorów Toruńskiego Festiwalu Nauki i Sztuki. Pani doktor dostarczono sprzęt bez głośników. Nie wiem czego się spodziewano? Że kobieta dośpiewa poszczególne kawałki? Szczęśliwie naprędce skombinowany bumbox uspokoił zestresowaną kobietę.

I na koniec dodam, że Festiwal nie tylko samym Rafałem Blechaczem stał. Mówię to z rozżaleniem w głosie, gdyż nie udało mi się dostać wejściówki na spotkanie z pianistą.

niedziela, 17 kwietnia 2011

"Wygrany" "Solista"

„Niczego w życiu tak nie kochałem, jak on kocha muzykę”

Tymi słowami Steve Lopez (Robert Downey Jr.) opisał bezdomnego i cierpiącego na schizofrenię Nathaniela Ayersa (Jamie Foxx) swojej byłej żonie. Pomijając fakt, że przy okazji popełnił straszne głupstwo mówiąc coś takiego kobiecie, która nadal go kocha, to coś w zacytowanych słowach musi być. Zastanawiam się, czy muzycy, którzy nie lubią tego, co robią potrafią zachwycić słuchacza swoim wykonaniem?

Wróćmy do minionego weekendu, który spędziłem pod znakiem X muzy i generalnie muzy w ogóle. Obejrzałem wymienionego „Solistę”, który polecam nie ze względu na muzykę, tylko dla samej fabuły. Uznany dziennikarz szuka tematu do reportażu i przy okazji poznaje ucznia słynnej prestiżowej akademii muzycznej Juilliard School of Music w Nowym Jorku grającego na dwóch strunach (tylko te dwie posiadał) skrzypiec. W rwanej muzyce było coś tak intrygującego, że nasz żurnalista widząc doskonały materiał do społecznego reportażu postanawia wykorzystać rysującą się okazję. Z kolei smutne losy Nathaniela Ayersa zmagającego się z chorobą, społecznym odrzuceniem, który oddałby dusze za wiolonczelę muszą ująć co wrażliwsze serca. „Solista” nie jest filmem dla tych którzy uważają, że losy bezdomnych i generalnie patologicznych środowisk to zły sposób na odstresowanie się po trudach pracy. Trochę szkoda, ale rozumiem i taka postawę.

W takim wypadku polecam inny film (kolejny z trzech moich filmów weekendowych). „Wygrany” Wiesława Saniewskiego z doskonałą rolą Janusza Gajosa, dobrą Pawła Szajdy i taką sobie Marty Żmudy-Trzebiatowskiej. Ta ostatnia chyba nawet nie miała okazji się rozwinąć, bo ta jej rola to rólka. (scena seksu zupełnie bez sensu i taka ni przypiął ni przyłatał) Film opowiada historię pianisty, który przechodząc załamanie nerwowe (żona przyprawiła mu rogi) przerywa tourne. Ta decyzja przy okazji rujnuje jego finanse, ponieważ zerwany kontrakt kosztuje ok. 250 tyś euro, a z odsetkami to nawet jakieś 318 :). Utknąwszy we Wrocławiu (gratuluję województwu dolnośląskiemu pomysłu na reklamę) poznaje profesora matematyki fana (i trochę hazardzisty) wyścigów konnych. Dalej nie będę opowiadał bo szkoda, by było psuć zabawę wszystkim widzom. Powiem tylko, że mnie w pewnym momencie zeszkliło oczy. Dublerzy (pianiści z krwi i kości, tak samo jak John O'Connor  - irlandzki pianista, którego wykonania utworów Chopina mogliśmy w filmie usłyszeć) P.Szajdy spisali się na medal. Chociaż filmu jako takiego nie zaliczyłbym do wyciskacza łez. Teraz mógłbym się wymądrzać na temat muzyki wykorzystanej w filmie. Połączenie klasyki, tanga i kompozycji Carlosa Libedinskiego. Taka kombinacja musiała mi się podobać.

Carlos Libedinsky "Gente que si"



I jeszcze coś na wskroś klasycznego zagranego w filmie

Fryderyk Chopin - Walc cis - moll op.64 nr 2



Podobała mi się również sama "ekspozycja" obrazu w toruńskim kino galerii „Tumult”. No, no. Fajnie tam jest. Nie chcę używać słowa klimatycznie. Ale to może być ciekawa sala projekcyjna. Gdyby jeszcze tylko zrobili coś z nagłośnieniem. Nie wymagam, aby było takie jak w multipleksach, ale gdyby akustyk zamieszał, żeby nie trzeszczało (utwory Chopina wykorzystane w filmie strasznie szumiały). I dlatego, i dla filmu polecam wyprawę do kina. W ogóle liczę na ciekawe projekcje filmowe np. z taperem. Kino idealnie się do tego nadaje.

wtorek, 5 kwietnia 2011

David Garrett - Beckham muzyki klasycznej

Liczyłem na pogodową powtórkę z niedzieli. Słońce, ciepełko, życie. A tutaj proszę poniedziałek i jego deszczowa zaskoczka. Nie wspomnę o pierwszym dniu w pracy. Jedyna miła informacja, to ta, że płyta Davida Garretta „Rock symphonies” dotarła do Empiku i mogłem ją odebrać.

Bardzo pozytywne zaskoczenie energetyczne. Idealne w ten deszczowy dzień. Płyta podnosi na duchu, a niektóre aranżacje robią wrażenie.

D.Garrett, to Niemiec (ale nie Ślązak), który ukończył Juilliard School in New York City. A w wolnych chwilach zarabiał jako model. Stąd zapewne porównywanie skrzypka ze znanym piłkarzem. Właśnie sobie uświadomiłem, że mam kilku wychowanków Juilliarda na półce. Bo taki Nigel Kennedy, czy Philip Glass i przyznam się, że Kasia Kowalska – to także uczniowie z tej kuźni talentów.

Aaaaa jest jeszcze August Rush :)

Ale wróćmy do płyty.

Sympatyczny zbiór aranżacji utworów kompozytorów klasycznych (Vivaldi, Beethoven) oraz współczesnych brzmień rockowych (Nirvana, U2). Płyta została od razu odtworzona w super mega sprzęcie zainstalowanym w aucie. I gdy tak sobie jechałem, za oknem deszcz, a z głośników November Rain Guns and Roses. Romantyzm na Maksa. Lepiej nie mogli trafić z utworem. (A niedziela była taka piękna).

A teraz jeden z lepszych kawałków na płycie
Vivaldi vs. Vertigo w wykonaniu Davida Garretta i Praskiej Orkiestry Symfonicznej


Jedno mnie tylko martwi. Przeglądając albumy D.Garretta zauważyłem, że są one bardzo podobne. Klasyka, rock, pop. Niestety tylko fragmenty/części całych kompozycji. Dlatego miłoby usłyszeć w wykonaniu tego artysty cały koncert skrzypcowy. Najlepiej w rockowej aranżacji. Aby nie była, to jedynie zbieranina (nie powiem, że nieładnych) utworów. Czekam na pozytywny rozwój wypadków.

A teraz jeden z utworów dla porównania.

Vanessa Mea Toccata i fuga d-moll J.S.Bach



David Garrett Toccata d-moll J.S.Bach



ps. D.Garret zapisał się na kartach Księgi Rekordów Guinnessa, jako najszybszy wykonawca „Lotu Trzmiela” M.Rymskiego-Korsakowa