wtorek, 22 listopada 2011

Liszt, gdzie się pchasz do kościoła?

22 listopada wspomnienie św. Cecylii patronki muzyki kościelnej

(…)Zauważyłem bowiem, że w naszych świątyniach ma miejsce wiele koncertów muzyki religijnej, ale niestety odbywają się także koncerty muzyki świeckiej. Nieuszanowana jest sakralność miejsca. Zapominamy, że kościół nie jest miejscem, w którym może zmieścić się każdy rodzaj muzyki. Proszę, przyjmijcie moją tegoroczną refleksję nie jako wyrzut, ale jako zachętę do poprawnego prowadzenia, poprzez muzykę, drogi ewangelizacji. Chcę także jasno powiedzieć, że nie jestem przeciwny koncertom muzyki kościelnej w naszych kościołach, ale zdecydowanie mówię „nie” dla praktyk wykorzystywania sakralnego miejsca do celów niezgodnych z zamierzeniem. Nic, co świeckie, nie powinno bowiem mieć miejsca w naszych świątyniach.(…)

(…) Nie łudźmy się, nie dotrzemy do wiernych przez muzykę, która nie ma inspiracji religijnych, chociażby byłaby napisana przez wybitnych kompozytorów, nawet głęboko wierzących. Być może i oni sami źle z takim repertuarem czuliby się w świątyni. Świecki repertuar wykonywanej w świątyniach muzyki nie jest godny świętości miejsca. (…)

(…)Trzeba odnowić ową świadomość piękna muzyki kościelnej - w skarbcu Kościoła jest jej bardzo wiele - takiej muzyki, która została stworzona dla Kościoła i sprawowanej w nim liturgii. Tylko taką warto propagować w naszych świątyniach. Proszę, nie idźmy w organizacji koncertów na populizm. Niech nasze świątynie rozbrzmiewają pięknym śpiewem wiernych, polifonią dawną i nową śpiewaną przez nasze chóry, bogatą literaturą organową oraz grą na innych instrumentach, która jest liturgicznie poprawna. Zawsze niech towarzyszy nam świadomość, że wykonywana na liturgii i koncertach muzyka ma płynąć z inspiracji duchem chrześcijańskim. Ma to być muzyka religijna, a nigdy świecka. Dla tej drugiej mamy bowiem wiele sal koncertowych w naszych miastach i miejscowościach, i tam jest jej właściwe miejsce. (…)



Cytuję obszerne fragmenty listu (aby nie być posądzony o wyrywanie zdań z kontekstu)  Kardynała Stanisława Dziwisza i powiem szczerze, że mnie troszeczkę zatkało.

W czasach, gdy społeczeństwo staje się głuche jak pień, wszystkim powinno zależeć na takiej edukacji aby zapobiegać temu procesowi. A tymczasem kardynał Dziwsz postanawia „zamknąć” kościół dla muzyki, która nie nawiązuje lub nie powstała z inspiracji religijnych.

I nie obroni się ona nawet wtedy, gdy jest dobrze skomponowana i w żaden sposób nie przynosi ona ujmy Bogu. Co więcej, taki Liszt, czy Vivaldi nie mają czego szukać nawet jakby leżeli krzyżem na kamiennych posadzkach kościołów, pomimo, że przyjęli święcenia kapłańskie. „Requiem” Mozarta – won masonie. „Marsz Weselny” Felixa Mendelssohna-Bartholdy’ego – ty zakonspirowany Żydzie. „Hymn do Św.Cecylii” Benjamina Brittena - ja bym ci powiedział spod jakiego znaku zakazu pochodzisz.

Nie rozumiem kardynała, który z jednej strony próbuje namówić wiernych do śpiewu, a z drugiej ogranicza się jedynie do tego co powstało na zamówienie kościoła i to niestety w zamierzchłych czasach, bo nowych kompozycji kościelnych jest jak na lekarstwo.

Ja też jestem za tym, aby słuchacze mieli pełen komfort słuchania utworów w profesjonalnych salach koncertowych. I także zgadzam się z tym, że nie każdy rodzaj muzyki można wykonywać w kościele (twórczości Nergala raczej bym nie polecał). Ale Kardynał Dziwisz chyba się nie zastanowił nad tym co napisał i wylewa dziecko z kąpielą.

Wbrew temu co zapisano w cytowanym liście łudzę się, że do wiernych można trafić również i poprzez muzykę niekoniecznie religijną. Drogi WIERNY słuchaczu, nie jest ważne to co się tobie podoba, ale to co się podoba Kardynałowi.

Mam tylko pytanie. Jak w partyturze znajdzie się odrobinę więcej KRZYŻYKÓW, to czy kompozycja będzie bardziej akceptowana przez hierarchów Kościoła?